"Pieniądze wszystko wprawią w ruch, ach wprawią w ruch" / Google
"Pieniądze wszystko wprawią w ruch, ach wprawią w ruch" / Google
el.Zorro el.Zorro
336
BLOG

Ekstraklasa S.A. to spółka sportowa, czy "drukarnia"?

el.Zorro el.Zorro Sport Obserwuj notkę 0

 

Do włodarzy Ekstraklasy S.A. pasuje jak ulał powiedzenie:

To towarzystwo należałoby BEZ SĄDU wsadzić na jakieś  5 lat.

Powinni doskonale wiedzieć ZA CO”!

 

Bez urazy dla kibiców piłki nożnej, ale trzeba być istotą mocno poturbowaną na rozumie, aby wydać choć złotówkę na oglądanie tego, co prezentują na ligowych boiskach marnej jakości wyrobnicy, dla jaj każący nazywać się piłkarzami, do tego zawodowymi.

Bo to tak, jakby osobnika pozbawionego zmysłu muzycznego kreować na wirtuoza muzyki klasycznej i płacić mu wygórowane tantiema za drażniące zmysł estetyki zawodzenia lub rzępolenie.

W zasadzie WYSTARCZYŁOBY, aby towarzystwo, doszedłszy do siebie po wieczornym imprezowaniu w modnych klubach, szumnie zwanym „podsumowaniem występu”, wyszło na boisko, sędzia odmierzyłby regulaminowy czas spotkania, a wynik nieustalony zostałby na drodze ...negocjacji, no bo, motyla noga, coś w tej tabeli trzeba by zapisać, nieprawdaż?

Nie byłoby kontuzji, a ileż emocji związanych z ustalaniem wyników?!

Zresztą, próba skierowania w tym kierunku rozgrywek w polskiej piłce nożnej już miała miejsce i kto wie, gdyby zbyt pochopnie nie pogoniono z posady ministerkę Muchę, to dziś o kształcie ligowej tabeli, oraz o tym kto zdobędzie mistrzostwo Polski, Puchar Polski, Superpuchar, zagra w pucharach europejskich oraz spadnie do niższej klasy rozgrywek, decydowaliby odpowiedzialni działacze i właściciele lub sponsorzy poszczególnych klubów, tudzież zawodników, a nie jacyś tam przypadkowi wyrobnicy, których właśnie naszła ochota zabłysnąć przed „łowcami zawodników” i mając w pogardzie wytyczne centrali, o zgrozom, gotowi są zdobywać bramki, albo nie pozwalają zdobywać bramek tym, których do tego oddelegowano.

Niestety, nieodpowiedzialny „beton” podniósł rwetes, kiedy powodowana troską o całość Narodowego Bubla, dla jaj zwanego „stadionem”, pani minister Mucha z troską zapytała o winowajcę niefortunnego wytypowania drużyn do walki o Superpuchar, co do których było wiadomo, że ich kibolska brać cóś tak się nie lubi i się naparza grupowo, a nawet indywidualnie, jeśli tylko ma po temu możliwości lub okazję.

A przecież WYSTARCZYŁO wówczas pójść za koncepcją pani ministerki Muchy, aby nie pozostawiać przypadkowi to, która drużyna w danym sezonie sięgnie po laur zwycięzcy, a która zazna goryczy degradacji i bolesnej wyrwy w preliminarzu budżetowym na kolejny sezon rozgrywek.

Tedy w polskim futbolowym matriksie dzieją się sprawy dziwnie i niepojęte, nawet dla twórców purnonsensu.

Zacząć trzeba od tego, że w obecnym sezonie mistrzem Polski może zostać każda drużyna, pod warunkiem, że nazywa się ...Legia Warszawa!

Bo TAK TO UZGODNIONO i basta!

Rada w radę, „z udziałem czynnika politycznego najwyższego szczebla” uznano, że jest niedopuszczalną i skandaliczną sytuacją, iż 35 milionowy kraj, w którym piłka nożna jest, po wyznaniu rzymskokatolickim, drugą co do ważności religią masową, i to od zarania sanacji państwa w 1918 roku, od 19 lat NIE JEST W STANIE wystawić drużyny klubowej, która przebrnęłaby kwalifikację do rundy zasadniczej najbardziej prestiżowego cyklu rozgrywek europejskich.

Uznano również, że powodem tej sromoty jest to, iż polskie kluby są zbyt cieniutkie w portfelach, więc nie stać je na zakup odpowiedniej klasy internacjonałów, których już samo pojawienie się na murawie spowodowałoby rozstrój psychiczny w szeregach konkurenta o piłkarskie konfitury. Argumentu, iż przecież na boisku nie grają kontrakty transferowe, ale zawodnicy, czego dobitnym dowodem było kilkukrotne wyeliminowanie polskich full professional kopaczy przez klasyczne drużyny amatorskie, nikt nie miał ochoty uwzględniać. Postanowiono „dokapitalizować” Legię Warszawa, zapominając przy okazji o wstydliwym problemie drużyny z ul. Łazienkowskiej, jakim są stołeczni kibole i owiana ponurą sławą „Żyleta”, tradycyjnie wypleniana przez „nieznanych sprawców”, czyli swoistej mieszanki warszawskiej bazarowej żulii i żądnej adrenaliny nuworyszowskiej „klasy średniej”. Wprawdzie daleko „Żylecie” do standardów kibolskich fanów Wisły Kraków, czy Cracovii, ale wystarczy, aby UEFA karnie wykluczyła WSZYSTKIE polskie drużyny z rozgrywek międzynarodowych, przy okazji nakładając drakońskie kary finansowe.

Ale kto by tam myślał o takich duperelach? Zwłaszcza, że w PZPN i Ekstraklasie S.A., jeśli w ogóle potrafią myśleć, to myślą głównie o tym, jak skręcić jeszcze większą kasę, jak to zademonstrował w Londynie pewien znany działacz PZPN z Podkarpacia.

Legia Warszawa ma zatem niebotyczny, jak na polskie realia, budżet, niestety, jej zawodnicy nie mają motywacji do rzetelnej pracy! Trzeba napisać wprost, że gdyby nie „wytężona praca sędziów”, Legia Warszawa walczyłaby o miejsce w 1. ósemce, a nie o fotel lidera!

Przynajmniej kilka zwycięstw i drugie tyle remisów, to efekt zastanawiającej indolencji arbitrów prowadzących spotkania Legii, co łatwo sprawdzić w zapisach ze spotkań tej drużyny. Aby w pełni docenić rolę „pierwiastka sędziowskiego” w „sukcesie” Legii, trzeba dodać żenującą odporność mentalną zawodników tej drużyny, która wręcz nie potrafi grac skutecznie, jeśli tylko znajdzie się pod presją wyniku. Ato w eliminacjach do Ligi Mistrzów dobrze nie wróży, niestety.

Trzeba też jasno podnieść fakt klasycznego i wręcz ordynarnego „wydrukowania” przez sędziów w 22. kolejce meczu Lechia Gdańsk – Podbeskidzie, rozegranego w dniu 13 lutego!

Dla przypomnienia, arbitrzy w początkowej fazie meczu „nie zauważyli” brutalnego faulu, wymierzonego wyprostowaną nogą zawodnika Lechii w nogę zawodnika Podbeskidzia, ba nawet nie przerwali gry, bo ...musieliby podyktować rzut karny dla Podbeskidzia! Sytuację wykorzystali gospodarze, przy okazji prowokując czerwoną kartkę dla przyjezdnych. Tak więc piłkarze Podbeskidzia, zamiast do przerwy prowadzić jedną bramką, schodzili na przerwę z bagażem jednej bramki i stratą 2 zawodników, którym wyraźnie puściły nerwy w starciu z sędziowskimi arkanami drukowania wyników. Gdyby Podbeskidziu udałoby się wówczas zremisować, a były po temu przesłanki, wówczas to Lechia Gdańsk musiałaby walczyć o utrzymanie, a nie nadstawiać kieszeń na wsparcie klubów którym wprawdzie idzie gorzej, niż planowano, ale mają wrażliwych na niedolę pupilów sponsorów. Z jakich powodów nikt nie sprawdził tego, czy przypadkiem ktoś na takim sędziowaniu wspomnianego spotkania zbył dużo nie zyskał, albo nie stracił na zakładach totalizatora piłkarskiego, proszę zapytać solidarnie prezesa Bońka oraz ministra-koordynatora służb specjalnych.

Przystąpmy zatem do konkluzji.

Przykład Wisły Kraków pokazuje dobitnie, że nie wystarczy szastać milionami na transfery i zachcianki rozwydrzonych kopaczy, a przykład Piasta Gliwice, że kluczem do sukcesu jest rzetelne podchodzenie do wykonywanego zawodu, zwłaszcza przez zawodników. Gdyby piłkarze Podbeskidzia nie znaleźli się pod presją konfliktu w zarządzie klubu, pewnie mieliby spokojną wiosnę i czas na dopracowanie składu oraz stylu gry. Może dobrze się dla Podbeskidzia stało, jak się stało, przynajmniej jest szansa na to, że drużyna zagra, a nawet wygra kilka udanych meczów, a nie będzie się dekować, pozorując walkę w meczach, dla tej drużyny, na tym etapie, o przysłowiową pietruszkę. Jeśli utrzyma się w lidze, a łatwo nie będzie, o ile nie posypia się budżety kilku klubów, to ma szansę na udany start w przyszłym sezonie, a nie jak to prezentuje od kilku sezonów, przez spory czas rozgrywek pełnić rolą „czerwonej latarni” Ekstraklasy.

Cóż, poziom sportowy prezentowany przez zawodników i bractwa, sportów zespołowych uznanych jako narodowe, od zawsze się przekłada na postrzeganie konkretnego narodu na tle innych państw!

Jest bowiem bezdyskusyjnie dowiedzionym faktem, że kluczem do sukcesu w sportach zespołowych jest porządek korporacyjny i współpraca w drużynie.

W silnych klubach jest nie do pomyślenia, aby to zawodnicy decydowali o tym, kto i jak będzie ich trenować, a tym bardziej sytuacja, w których zawodnicy podczas kolejnych meczów podejmują klasykę strajku włoskiego, chcąc przegranymi spotkaniami wymusić dymisję nieodpowiadającego im trenera. Jest nie do pomyślenia, aby w szanującym się klubie, publicznie i w trakcie rozgrywek, chandryczyli się ...prezesi, (jak to miało miejsce w Podbeskidziu), o to, kto w klubie rządzi i co powinno dawać więcej głosów, 40%, czy może 60% wykupionych udziałów.

Jest wreszcie nie do zaakceptowania sytuacja, w której odbiera się po uważaniu zarządu ligi, w trakcie rozgrywek, wywalczone w trakcie meczów punkty drużynom, powodując nie tylko bałagan organizacyjny, ale przede wszystkim kreując sytuację nie mającą żadnego odniesienia do tego, co zostało rozstrzygnięte za pomocą meczów.

Za nieprawidłowości należy karać zarządy klubów, a nie zawodników, trenerów i przede wszystkim, kibiców!

Jeśli klub zalega, ale TYLKO z własnej winy, z należnymi i wymagalnymi płatnościami, należy ograniczyć płace kadrze zarządzającej, nałożyć embargo na transfery, narzucić górny limit dla nowych kontraktów. Jeśliz winy nierzetelnego sponsora, Ekstraklasa S.A. POWINNA dysponować funduszem ratunkowym, który umożliwiłby tak dotkniętemu klubowi dotrwać w przyzwoitej kondycji do końca sezonu, a w nowym zbudować budżet odpowiedni dla nowych realiów finansowych.

Co do okazania było. Amen.

Zorro

 

 

el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport