Bez komentarza, / Mat. Google.
Bez komentarza, / Mat. Google.
el.Zorro el.Zorro
267
BLOG

Zły i jeszcze gorszy

el.Zorro el.Zorro Polityka Obserwuj notkę 1

 

Jak można kreować się na „Strażnika Demokracji”

samemu stosując totalitarne metody wyboru przywódcy?

Trzeba nazywać się USA i być zdominowanym przez Żydów.

 

Kiedyś nakręcono zgrabną komedię zatytułowaną „Głupi i głupszy”, której fabułą jest awantura związana z pewną walizką, która znalazła się nie tam, gdzie powinna, a który to błąd próbuje naprawić dwójka rozgarniętych inaczej gamoniów, która znalazła się na kursie kolizyjnym dwójki ponurych zakapiorów, mających oskomę na przejęcie fanta.

Komedia, jak to komedia, kończyć musi się dobrze, więc tytułowi bohaterowie nie tylko uszli cało przed okrutnymi siepaczami, ale do tego jeszcze skorzystali na awanturze.

Niestety, w życiu tak cukierkowo jak w komedii już nie jest i kiedy do realnej rozgrywki stają osoby o niewłaściwych predyspozycjach, w najlepszym przypadku dochodzi do poważnych perturbacji, w najgorszym wręcz do tragedii.

Jest taka kraja jak USA, kraja która wszczyna brudne wojny w imię pokoju i obala demokratycznie wybrane rządy, w imię ...demokracji.

A wszystko tylko z tego powodu, że o tym co demokratycznym jest, a co nie, decyduje grupa patentowych niedouczonych tępaków, którzy często nawet nie wiedzą gdzie wysyłają korpusy ekspedycyjne i komu pomagają w dojściu do władzy.

Jedynym ich atutem jest to, że ich kariery sponsorują syndykaty pospolitych kanalii i to delikatnie sprawę opisując, dla których JEDYNYM wartym uwago kryterium jest to, ile na konkretnym działaniu zarobią, nie bacząc na ogrom strat i krzywd wyrządzanych nawet tym, co na nich potem oddają głosy.

Bo system kształtowania władzy w USA nigdy nie był systemem demokratycznym, pozywającym powierzać ster rządu osobom nie tylko kompetentnym, ale przede wszystkim mającym wysoki poziom etyki w publicznym działaniu.

Rzecz w tym, że wybór głowy państwa, czyli prezydenta, w USA nie odbywa się wcale przy pomocy większości oddanych głosów na konkretnego kandydata, ale za pomocą głosowania elektorów, i to z zachowaniem sprzecznej z kanonami Demonokracji zasady „zwycięzca bierze wszystko”.

Tak więc na przestrzeni w sumie niewielkiego okresu prosperowania państwa USA, WIELKOKROTNIE dochodziło do sytuacji, w której prezydentem została kandydat, który PRZEGRAŁ wyboru w sensie arytmetycznym, czyli oddano na niego mniej głosów, niż na przegranego konkurenta, bo ilość głosów elektorskich przypisanych danemu stanowi, ma się nijak do ilości wyborców!

Osobnym problemem w USA jest też niezbywalne w demokratycznym państwie prawo do oddania ważnego głosu, które WCALE NIE PRZYSŁUGUJE każdemu obywatelowi USA, a tylko temu, który znajduje się na listach wyborczych. Na przykład obaj prezydenci Bushowie zostali prezydentami TYLKO dzięki sprytnemu wybiegowi, jakim była świadoma obstrukcja urzędnicza okazywana potencjalnym wyborcom konkurenta. Szacuje się, że blisko 1/3 Latynosów i Murzynów, ...(WRÓĆ!!!) Afroamerykanów została skutecznie zniechęcona tasiemcowymi kolejkami i uciążliwą oraz kosztowną procedurą, (w USA nadal nie ma dokumentu osobistego stwierdzającego tożsamość i obywatelstwo), stwierdzenia prawa wyborczego w konkretnym obwodzie wyborczym. Per saldo otrzymali mniej głosów od konkurentów, ale zdobyli większość głosów elektorskich, nawet przy pomocy tak brudnych chwytów, jak zastosowanie tak zmyślnie podrasowanych automatów dziurkujących karty wyborcze, (W USA głosowanie polega na wsunięciu karty do urządzenia które wybija otwór przy wskazanym przez wyborcę kandydacie), że te przy nazwisku konkurenta wybijały otworu poza polem odczytu, czyniąc taki głos nieważnym. Ot tka złośliwość urządzeń, nieprawdaż? Jednak fakt pozostaje faktem, że konkurent zaliczył, bodajże w dwóch stanach, na tyle dużo uszkodzonych przez maszyny kart, potraktowanych jako głosy nieważne, że elektorzy z tych stanów głosowali na protegowanych przez „brudny” kapitał Bushów, za co odwdzięczyli się prawem do niepłacenia podatków na rzecz USA tym, którzy bezpardonowo likwidowali miejsca pracy w USA, przenosząc je do Azji.

Wróćmy jedna do aktualnej sytuacji na finiszu kampanii wyborczej w USA.

Po stronie Republikanów barierę prawyborów przebrnął Donald Trump.

Postać równie bogata, co kontrowersyjna. Klasyka politycznego kosmopolity, który kilka razy przechodził z Republikanów do Demokratów i na odwrót, aby tylko otrzymać nominację do prezydenckiej elekcji. Przeciwnicy zarzucają mu, że fortunę pomnażał na niezbyt czystych zagrywkach z szeroko rozumianej „kreatywnej księgowości”, polegających w uproszczeniu na odkupywaniu za bezcen od zawiedzionych inwestorów obligacji bankrutujących projektów inwestycyjnych, oraz na skutecznym wykorzystywaniu luk w przepisach podatkowych, dzięki czemu praktycznie nie płacił podatków i to LEGALNIE, wykorzystując luki prawne stworzone w USA takim jak on. Wygląda na scjentologa, dla którego liczą się tylko dwie rzeczy: władza i pieniądze

Po stronie Demokratów schedę po Baracku Obamie przejęła polityczna Wańka-Wstańka, czyli pani Clintonowa.

Postać jeszcze bardziej kontrowersyjna od Donalda Trumpa, który przynajmniej UCZCIWIE zdobył nominację Republikanów, a czego o pani Hillary Clinton powiedzieć trudno, zważywszy aferę polegającą na bezprawnym lansowaniu przez partyjny establishment Demokratów jej kandydatury kosztem konkurenta. Winna tego przewału kobieta musiała zrezygnować z lukratywnej posady, ale momentalnie trafiła do sztabu wyborczego Hillary Clinton.

Generalnie, zdaniem Zorra, postać Hillary Clinton jest równie żałosna, co godna pogardy, gdyż bez przerwy popełniała różnego kalibru przewały, próbując je nieudolnie ukrywać za pomocą BEZPRAWNEGO wykorzystywania osobistych adresów do uprawiania korespondencji służbowej.

To nie były żadne pomyłki, tylko świadomie popełniane przestępstwa urzędnicze, a to z tego powodu, że korespondencja że służbowych adresów podlega USTAWOWO nie tylko zarejestrowaniu, ale i zarchiwizowania treści, zaś ta z prywatnych adresów podlega ustawowej ochronie tajemnicy korespondencji i jej ujawnienie bez sądowego nakazu jest przestępstwem. Po prosu Hillary Clinton uznała, że korzystając z prywatnych adresów mailowych ukryje matactwa mające dać jej nominację Demokratów

Trzeba pamiętać jak zareagowało to pazerne na władze babsko, kiedy do niej dotarło, że wydawałoby się pewną nominację otrzyma nie ona, tylko mało znany Murzyn, wywodzący się ze społecznych nizin USA!

Wówczas Hillary Clinton się ...rozpłakała, niczym krnąbrna dziewczynka, której nie dano zabawki, zamiast przyjąć, jak przystało na damę stanu, werdykt wyborców.

Osiem lat później postanowiła już nie polegać na mechanizmach uczciwej walki politycznej, mimo że, znowu, wydawało się początkowo, iż nie ma wartego uwagi kontrkandydata. Będąc jedną kadencję szefem jankeskiej dyplomacji zadbała o to, aby powolni jej ludzie zajęli strategiczne stanowiska. Tym razem zawczasu pozyskała dla swojej kandydatury tak zwanych superdelegatów, czyli te osoby, które bez względu na okoliczności wezmą udział w rozstrzygającej o nominacji konwencji, a także szefową cyrku o nazwie prawybory mającej w teorii dbać o to, aby partia Demokratów wybrała osobę mającą poparcie nie tylko partyjnej Egzekutywy, ale szerokich mas oddających głosy nie tyle na partie, co na osobowości kandydatów.

Dla Hillary Clinton liczy się tylko to, aby zaistniała w annałach jako pierwsza kobieta na stanowisku prezydenta USA i nic poza tym.

Konkludując, o ile Donald Trump NIE MIAŁ żadnego godnego uwagi kontrkandydata i mimo powszechnej niechęci, czy wręcz jawnego ostracyzmu u republikańskiej wierchuszki partyjnej bez problemu zdobył niechętnej mu partii, dzięki poparciu zdegustowanych awanturniczymi rządami Bushów tradycjonalistów, o tyle Hillary Clinton musiała stoczyć wyniszczający jej polityczny kapitał bój z lekceważonym senatorem Bernie Sandersem, klasycznym socjalistą, mającym ogromne poparcie wśród młodzieży ze straconego pokolenia, oraz zrujnowanych kryzysem warstw średnich, którym brak uczciwiej płacy skutecznie zamyka drogę awansu społecznego.

Jak udowodniło kilka dziennikarskich śledztw, nominacja należała się Bernie Sandersowi, gdyż Hillary Clinton od zarania kampanii grała faul, manipulując poprzez swoich „kretów” przy obliczaniu poparcia wśród szerokiego elektoratu. Ale wyraźnie latoś Demokraci postawili na koalicje jajników, co może ich kosztować utratą władzy.

Sytuacja wygląda, delikatnie pisząc, nieciekawie i to nie tylko dla USA, ale również dla Polski i Polaków, od lat 80 uniżonych wasali brudnych interesów Chu... (WRÓĆ!!!), Wuja Sama.

Jeśli wygra Donald Trump, to prawdopodobnie postawi na politykę powrotu do izolacjonizmu USA, kładąc główny nacisk na odbudowanie potęgo przemysłowej USA, kosztem zwykle nieudanych awantur militarnych, kosztujących krocie i jedynie wzmagających nienawiść do USA, jako bezpardonowego imperium, stosującym przemoc wobec jakichkolwiek przejawów samostanowienia. Dla Polaków oznacza to osamotnienie w wyniszczającej wojnie gospodarczej z Rosją.

Jeśli wygra Hillary Clinton, USA powtórzą hańbiącą USA kadencję Lyndona Johnsona, który został prezydentem USA w wyniku zamachu na J.F Kennedy`ego, i kupił sobie kolejną kadencję zgodą na eskalację udziału USA w wojnie w Wietnamie. Dla Polaków ta prezydentura oznacza kosztowny udział w wojennych awanturach, oraz eskalację spustoszeń w gospodarce, powodowanych wojną gospodarczą z Rosją.

Cóż, Jankesi będą mieli klasykę „wyboru pomiędzy dżumą a cholerą”, Polacy, na własne życzenie, mniejszy lub większy, pardon, syf, jako efekt BEZSENSOWNEJ z punktu widzenie polskiej racji stanu wojny gospodarczej z Rosją i angażowania się w wojnę domową na Ukrainie.

Ale o zniesieniu wiz możemy zapomnieć! Ostatecznie tyle jeszcze w USA zostało azbestu do zerwania i utylizacji, że starczy dla jeszcze jednego pokolenie „Polskich kubków”.

Co do okazania było. Amen.

Zorro

 

 

 

 

Zobacz galerię zdjęć:

Oto zły i jeszcze gorszy kandydat na prezydenta USA. / Fot. Google
Oto zły i jeszcze gorszy kandydat na prezydenta USA. / Fot. Google
el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka