Te, strategiczne dla Floty Pacyfiku obiekty, admirał Nagumo, wbrew rozkazowi, pozostawił nietknięte! / For . Google
Te, strategiczne dla Floty Pacyfiku obiekty, admirał Nagumo, wbrew rozkazowi, pozostawił nietknięte! / For . Google
el.Zorro el.Zorro
936
BLOG

Kosztowna w skutkach samowola adm. Nagumy

el.Zorro el.Zorro Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 28

 

Czasami o przegranej wojnie decyduje

jedno niewykonanie rozkazu i to podczas wygranej bitwy.

 

Tak też się stało podczas wojny Imperium Cesarstwa Japonii z USA, zapoczątkowanej atakiem na bazę Floty Pacyfiku US-Navy na Hawajach, zwanym potocznie atakiem na Pearl Harbor, od nazwy atolu na wyspie Oahu, gdzie miała kotwicowisko Flota Pacyfiku.

Ale zanim w kierunku wielkich okrętów US-Navy zakotwiczonych w Pearla Harbor zrzucono z samolotów pokładowych Cesarskiej Floty bomby i torpedy, pewien weteran Bitwy pod Cuszimą wykonał wręcz tytaniczną pracę, nierzadki wbrew sugestiom najwyższych rangom admirałów Cesarskiej Floty.

Mało tego, to tępota tychże admirałów i generałów, w ostatecznym rozrachunku doprowadziła do pogromu sił zbrojnych Japonii na teatrze Pacyfiku w czasie 2 wojny światowej!

(2 wojna rozgrywała się na trzech teatrach zmagań: teatrze europejskim, teatrze atlanckim i teatrze Pacyfiku i Indochin)

Aby zrozumieć wagę niesubordynacji admirała Czuici Nagumo, (kiedy wreszcie durni poloniści zaczną pisać poprawnie japońskie słowa! W języku polskim nie pisze się głoski angielskiej „ch”, aby zapisać głoskę „ci”), wobec rozkazów admirała Isoroku Yamamoto, który choć równy stopniem, był dowódcą Floty Połączonej więc i bezpośrednim przełożonym admirała Nagumo. (Dla informacji, stopień kaigun-gensui, odpowiednik marszałka, był w Ami Imperium stopniem honorowym, nadawanym trzygwiazdkowym generałom lub admirałom za wybitne zwycięstwa dowodzonych przez nich wojsk).

Rozkazy admirała Yamamoto wydawały się być jasne, jak Księżyc w pełni w pogodną noc!

Lotnictwo pokładowe z dowodzonych przez admirała Nagumo lotniskowców miało dokonać trzech nalotów na bazę i kotwicowisko Pearl Harbor, z czego dwa pierwsze ataki miały wziąć na cel okręty oraz bazujące na lotnisku samoloty, a nalot trzeci miał obrać za cel doki oraz bunkry z paliwem, które w dwóch pierwszych nalotach miały być pomijane, aby w przypadku doków nie dochodziło do kolizji kursów samolotów atakujących okręty i atakujących doki, co groziło nieuchronnymi zderzeniami, a w przypadku bunkrów z paliwem, aby zwały smolistego dymu z palących się tysięcy ton mazutu, nie uczyniły zasłony dymnej nad atakowanymi okrętami i infrastrukturą lotniska.

Tymczasem admirał Nagumo nawet nie próbował wysłać trzeciego, druzgoczącego bazę w Pearl Harbor ataku, choć już po pierwszym ataku wiedział, że jego lotnictwo zatopiło lub poważnie zdewastowało większość cumujących w bazie wielkich okrętów US-Navy i być może trzeci nalot nie będzie konieczny. Jednak wówczas powinien zmodyfikować rozkazy bojowe tak, aby samoloty skupiły się na zniszczeniu doków i bunkrów, a nie na dobijaniu płonących okrętów.

Bowiem niesubordynacja admirała Nagumo sprawiła, że leżące na dnie atolu Pearl Harbor okręty wkrótce podniesiono i po przeholowaniu do nietkniętych doków, przywrócono do służby w niedługim czasie.

Jeszcze gorzej sytuacja rozwinęła się dla Japończyków z powodu pozostawienia nietkniętych i pełnych paliwa dla okrętów bunkrów!

Gdyby lotnicy Nagumo zbombardowali pełne mazutu bunkry paliwowe, nieuchronnie wznieciliby ogromny pożar, który unieruchomiłby instalacje służce do bunkrowania okrętów, (dla szczurów lądowych tankowania), a pożar pewnie trwałby nawet do miesiąca, czyli do wypalenia się paliwa. Najbliższe tego typu obiekty znajdowały się w odległych o kilka tygodni żeglugi bazach na kontynencie.

To w praktyce unieruchomiłoby CAŁĄ Flotę Pacyfiku US-Navy, włącznie z nieobecnymi w bazie dwoma lotniskowcami operującymi na wodach Pacyfiku, które na kilka dni przed atakiem opuściły bazę z zadaniem dostarczenia samolotów do baz na Midway i na atol Wake. Po wykonaniu misji miały zbyt mały zapas paliwa, aby dotrzeć do baz na kontynencie

Gdyby więc admirał wypełnił rozkaz przełożonego i autora strategii przyszłej wojny z USA, adm Yamamoto, nie tylko zdewastowałby trzon pancerny Floty Pacyfiku, ale praktycznie oczyściłby teatr planowanej ekspansji z okrętów US-Navy na kilka miesięcy!

Natomiast zaniechanie rozkazanych działań zmusiło dowództwo Floty Połączonej do wydzielenia kilku flotylli, których zadaniem była obrona konwojów dostarczających wojska inwazyjne i ich zaopatrzenie przed wprawdzie nieskoordynowanymi i fatalnie przeprowadzanymi atakami ze strony wszystkiego, co tylko mogło atakować i pływało pod banderą US-Navy po Pacyfiku.

Historycy po dzień dzisiejszy toczą jałowe dywagacje na temat tego, co umożliwiło Japończykom zadanie tak bolesnego ciosu potężnej bazie, zbudowanej ogromnym nakładem kosztów wokół Pearl Harbor,

zwłaszcza, że dowódcy US-Army oraz US-Navy oraz sam prezydent Roosevelt doskonale wiedzieli, że Japończycy zaatakują dokładnie w tym miejscu!

A znali plany Japończyków z tego powodu, że złamali szyfry jakimi posługiwali się japońscy dyplomaci, więc praktycznie na bieżąco śledzili przygotowania do ataku.

Szybko rozszyfrowano na przykład tę depeszę, w której rozkazano personelowi japońskiej ambasady w USA pozamykać wszystkie konsulaty, zwolnić i wypłacić odprawy miejscowych pracowników, a także zniszczyć wszelkie archiwa oraz stosowane również przez Japończyków maszyny szyfrujące, z wyjątkiem jednego egzemplarza.

Taka dyspozycja dla ambasadora oznacza w praktyce nieuchronną wojnę, więc analitykom z budynków na terenie dzisiejszego National Mall, (poprzednika Pentagonu), pozostawało tylko ustalić, to, gdzie uderzą wojska Japonii, zaś wysunięta baza US-Navy, do której przebazowano trzon uderzeniowy Floty Pacyfiku, wydawała się być najbardziej sensownym obiektem ataku, zwłaszcza, że od blisko roku grasował po wyspie Oahu japoński szpieg, który wręcz bez krępacji obserwował i dokumentował poczynania obecnych w bazie sił, przesyłając większość raportów … za pomocą pocztowych depesz. Takeo Yoszikawa, vel Tadaszi Morimura, urlopowany z powodu choroby porucznik-pilot marynarki, był aż tak bezczelnym w swoim procederze, że uzbrojony w dobrej jakości aparat fotograficzny, ...wynajął samolot dla odbycia lotu widokowego wokół bazy na Pearl Harbor, chwaląc się pilotowi tym, że w aparacie jest zainstalowany kolorowy film, natenczas nie lada atrakcja i prosząc, aby ten tak pilotował samolot, aby można było zrobić jak najwięcej dobrych ujęć bazy.

Czemu go nie aresztowano? Cóż, mimo uzasadnionych podejrzeń o uprawianie szpiegowskiego procederu, nie było można mu zarzucić działań zabronionych.

Czemu nie deportowano jakopersonę non grataewidentniezbyt wścibskiego wicekonsula Morimurę? Cóż trzeba by wówczas się przyznać do złamania Prawa zabraniającego naruszania tajemnicy korespondencji prywatnej.

Jankesów zgubiła zbyt wielka pewność siebie, granicząca niekiedy z arogancją, która kazała w Japończykach postrzegać śmiesznych małych żółtych ludzi gorszego gatunku, niezdolnych do podejmowania zaawansowanych logistycznie działań.

Mało tego potencjał bojowy przyszłego wroga oceniali na podstawie własnego, często zawodnego uzbrojenia!

Wedle analityków US-Navy, skuteczny, lotniczy atak na kotwicowisko w Pearl Harbor był praktycznie niemożliwy!

Torpedy stosowane w US-Navy, z powodu wady konstrukcyjnej, były w ¼ bublami, których głowice nie wybuchały przy uderzeniu w cel. O tej, dyskwalifikującej ten wzór uzbrojenia, wadzie doskonale wiedziano w sztabie US-Navy, jednak dopiero w 1943 roku zdecydowano się na wymianę felernych torped, zrzucając winę za niewybuch na marynarzy, którym zarzucano zbyt niedokładne celowanie i z byt długi dystans od atakowanego celu. Powód, banalny! Udziałowcem koncernu dostarczającego felerne torpedy był jeden z decyzyjnych urzędników Departamentu Uzbrojenia.

Ówczesne torpedy zrzucane z samolotów, zanim obrały kurs na cel, po zrzuceniu przegłębiały się nawet poniżej 30 metrów i bywało, że nie wracały na głębokość potrzebną dla storpedowania nawet głęboko zanurzonego wielkiego okrętu, przechodząc pod stępką celu. Powodem takiego zachowania torped zrzucanych z samolotów była konieczność wytracenia dużej prędkości zrzucenia, do kilkakrotnie mniejszej prędkości marszowej torpedy, przy której mógł się bezpiecznie uruchomić silnik marszowy torpedy. Samolot leciał ponad 300 km/h, prędkość klasycznie napędzanej torpedy niewiele przekracza 100 km/h, zanim więc nie uruchomił się napęd torpedy, który przy okazji napędzał jej żyroskop, torpeda po prostu osuwała się w głębię wody pod kątem, z jakim została uwolniona spod samolotu.

Tymczasem wody atolu Pearl Harbor miały nawet w torach wodnych głębokość niewiele ponad 20 metrów i to w godzinach przypływu. Tak więc wykluczono możliwość użycia torped zrzucanych z samolotów, a przed wtargnięciem do atolu okrętu podwodnego, wejście na kotwicowisko chroniła solidna zapora przeciwko takim intruzom. Jeśli udałoby się wtargnąć do zatoki, to TYLKO pojedynczemu intruzowi, który CONAJWYŻEJ mógł uszkodzić góra dwa okręty, zanim nie zostałby unicestwiony.

Również atak bombowy nie wyglądał obiecująco! Oczywiście w analizach teoretyzujących taktyków. W ówczesnych arsenałach lotnictwa morskiego największymi bombami były bomby o wagomiarze około 500 kg, a takimi bombami to można było jedynie zdenerwować załogi ówczesnych pancerników, uznawanych za trzon uderzeniowy flot. Taka bomba nawet nie była w stanie dotrzeć do pokładu pancernego tej klasy okrętów, i jedynie co mogła, to nieco pokiereszować mało istotne dla okrętu nadbudówki, mieszczące zwykle pomieszczenia socjalne załogi, a przecież podczas walki załoga przebywa nie w świetlicach, tylko na stanowiskach bojowych, nieprawdaż?

Do tego każdy pancernik i nawet większy krążownik posiadał na uzbrojeniu pokaźną baterię broni przeciwlotniczej id szybkostrzelnych wkm, po armaty p.lot o kalibrze zbliżonym do 100 mm!. Tak więc zakotwiczone w Pearl Harbor pancerniki były w stanie postawić wręcz przeciwlotnicza barierę, przez którą przedostać się mogłyby tylko nieliczni szczęśliwcy, gdyby tylko te baterie były w momencie ataku w gotowości bojowej.

Niestety, to co dało złudną pewność bezpieczeństwa analitykom US-Navy, dla admirała Yamamoto stawiło wyzwanie godne stawienia mu czoła.

Zamiast dać sobie spokój z torpedowym atakiem lotniczym, zapytał speców od uzbrojenia i doświadczonych pilotów torpedowców, o to, czy można tak zrzucić torpedę z samolotu, aby ta po zrzuceniu nie przegłębiła się bardziej niż pozwalają płytkie wody atolu Pearl Harbor.

Dowiedział się, że można, jeśli tylko samolot będzie leciał na limicie przeciągnięcia i na możliwie małej wysokości, jedna taki manewr nie wybacza pilotowi nawet najmniejszych błędów, a samo szkolenie pilotów do tak zaawansowanego pilotażu wymaga znaczących ofiar. A niestety, wprawdzie piloci Floty Cesarskiej śmiercią gardzili, ale TYLKO na polu walki. Śmierć podczas ćwiczeń uważano za mało zaszczytną, więc automatycznie nie podejmowano szkoleń obarczonych wysoką wypadkowością.

Admirał Yamamoto zastosował w tym przypadku banalny zabieg, czyli wydał rozkaz, w którym zrównywał śmieć podczas intensywnego szkolenia ze śmiercią na polu walki, a nawet przewidując w takich przypadkach pośmiertne nagrody lub odznaczenia. Tym oto sposobem załogi samolotów torpedowych przestali unikać niebezpiecznego szkolenia, a admirał Yamamoto zeskal oręż, którym mógł skutecznie zaatakować okręty stojące na kotwicowisku bazy Pearl Harbor.

Równie kreatywnie japońscy stratedzy podeszli do stworzenia bomb, mogących zadać nawet śmiertelne ciosy pancernikom, projektowanym tak, aby bez szkody mogły zainkasować nawet kilka pocisków z artylerii głównej tego typu okrętów.

Czy coś przebijało pancerze ówczesnych pancerników? TAK, ich pancerze mogły przebić stromo opadające pociski przeciwpancerne o kalibrze w okolicach 400 mm. Taki pocisk ważył w okolicach 1 tony, czyli 2 razy więcej od najcięższych bomb i z zastosowania był przeznaczonym do penetracji opancerzonych obiektów. Zrzucony pod odpowiednim kątem z wysokości powyżej 2 km, był w stanie nawet przebić pancerną cytadelę większości ówczesnych pancerników, a siła eksplozji poważnie uszkodzić wewnętrzne instalacje okrętu. Nawet jeden taki pocisk ulokowany w pancerniku wymuszał dokonanie remontu, aby została przywrócona pełna wartość bojowa okrętu. Jeszcze poważniejsze skutki dawało ulokowanie takiej improwizowanej bomby w okręcie słabiej opancerzonym niż pancernik, a w przypadku trafienia w pokład lotniskowca, powodował trudne do opanowania pożary na pokładach hangarowych, znajdujących się pod pokładem operacyjnym lotniskowca. Wystarczyło tylko zamontować na takim pocisku układ stateczników, mających za zadanie wyeliminować zjawisko koziołkowania w locie do celu, aby lotnictwo pokładowe japońskich lotniskowców zyskało bomby, którymi mogło długotrwale wyłączyć ze służby, a nawet posłać na dno nawet pancerniki zakotwiczone w bazie Pearl Harbor.

Nie ma co ukrywać, tej wojny pragnął zarówno prezydent Roosevelt, jak i militarystyczny rząd Cesarstwa Japonii. Prezydent Roosevelt postrzegał w zaangażowaniu się militarnym USA w 2 wojnę światową skuteczne narzędzie dla podniesienia na arenie międzynarodowej USA do roli supermocarstwa i dominującego na Ziemi imperium, a japońska soldateska upatrywała w wojnie z USA jedyną sensowna możliwość do zneutralizowania dolegliwych sankcji, jakie nałożyły USA na Japonię po zajęciu części Chin i stworzenia marionetkowego państwa Mandżukuo.

Prezydent Roosevelt na jednej z narad z najwyższymi rangą wojskowymi US-Army miał powiedzieć:

Do rozpoczęcia wojny z Japonią potrzebujemy nawet drobnego incydentu, Należy jednak dopilnować, aby wystrzał zaczynający wojnę z Japonią nie padł przypadkiem z naszej lufy”.

Innego zadnia był admirał Isoroku Yamamoto. On nie czekał na incydent, od po prostu wysłał w perfekcyjnie zaplanowaną misję trzon swoich sił morskich, z zadaniem zadania obezwładniającego na długie miesiące hawajską bazę Floty Pacyfiku US-Navy.

Scenariusz rozpoczęcia wojny został zaplanowany w najdrobniejszych detalach i niezwykle starannie. Szpieg udający wicekonsula, dokładnie spenetrował nie tylko samą infrastrukturę bazy na wyspie Oahu, ale przede wszystkim panujące wśród stacjonujących tam żołnierzy i ich dowódców zwyczaje! To pozwoliło perfekcyjnie dobrać porę ataku, czyli niedzielny poranek. W tym czasie większość szeregowych i podoficerów była słabo dysponowana po zwyczajowym całonocnym imprezowaniu, któremu to oddawało się ¾ stanu osobowego, po podniesionej w każdej armii do roli ceremoniału wojskowego, sobotniej gorącej kąpieli, połączonej z wymiana bielizny osobistej ręczników i co drugi tydzień pościeli.

W tym czasie „wychodne” miało też 95% oficerów, w tym 100% kadry dowódczej bazy. Na posterunkach pozostali jedynie oficerowie dyżurni, których głównym zadaniem w warunkach pokoju jest, aby jak najszybciej, w razie alarmu, ściągnąć właściwych oficerów, dowodzących konkretnym wycinkiem bazy. Mało tego w czasie rozpoczęcia ataku, ci oficerowie dyżurni byli zajęci uprawianiem kultu podnoszenia bander, więc zwykle zamiast przy biurku, na którym był telefon, znajdowali się na placach apelowych, gdzie wydawszy stosowne komendy, salutowali podnoszące się przy dźwiękach hymnu gwieździste sztandary.

Stojące na kotwicach okręty NIE TYLKO nie miały kotłowni pod mocą, nie miały pozamykanych przejść pomiędzy ognio i wodo szczelnymi grodziami, ale nawet nie opuściły przeciwtorpedowych sieci, mimo jawnie nadciągających pomruków nieuchronnej wojny z Japonią. A przecież kazus wtargnięcia na kotwicowisko Royal Navy w Scapa Flow U-bota U-47 który zatopił torpedami dość leciwy, acz zmodernizowany pancernik HMS „Royal Oak”, powinien nakazać zachowanie tego elementarnego środka ochrony przeciwtorpedowej stojącego na kotwicy okrętu.

Sztabowcy adm. Yamamoto tak zaplanowali dolot do strefy ataku, że samoloty pokładowe nadlatywały od strony wyspy, mając po drodze lotnisko, które mieli w pierwszej kolejności zneutralizować. Zadanie to bardzo ułatwił im dowodzący obroną lądową Hawajów gen Walter Short, który obawiając się aktów sabotażu, rozkazał WSZYSTKIE sprawne samoloty ustawić w równiutkich rzędach na płycie lotniska., do tego ...zatankowane, aby mogły szybko wytarować. Dzięki tak skrajnej głupocie dowódcy, w kilka minut lotnisko, wraz z hangarami, zamiennio się w jezioro ognia i ledwie kilku pilotom udało się w takim armagedonie wystartować i zestrzelić kilka samolotów, a piloci adm Nagumo, uwinąwszy się z będącymi na ziemi samolotami gen Shorta, przystąpili z wiadomym skutkiem do zatapiania praktycznie bezbronnych okrętów Floty Pacyfiku.

Większość okrętów US Navy nie miała rankiem 7 grudnia kotłowni pod mocą, a okręty na których udało się szybko osiągnąć wystarczającą moc, zostały zatarasowane przez stojące w szyku pozostałe okręty, stanowiąc bardzo łatwy cel dla zrzucających z dużego pułapu bomby bombowców. Mało tego, na okrętach, na których kotłownie nie miały mocy, szwankowało zasilanie elektryczne, odpowiedzialne, między innymi, za obsługę central kierowania ogniem, naprowadzających również na cel artylerię przeciwlotniczą. Pozbawione centralnego kierowania systemy obrony p.lot, musiały być obsługiwane osobno przez słabo wytrenowane i często przypadkowo dobrane obsługi dział, które zaczęły strzelać z czego popadło i czym popadło w kierunku nadlatujących samolotów japońskich. Niestety, pociski przeciwlotnicze bardzo różnią się od pocisków stosowanych w klasycznej artylerii! Pociski przeciwlotnicze są pociskami typu szrapnel, czyli mają detonatory zwłoczne lub ciśnieniowe, pozwalające detonować taki pocisk na zadanym pułapie lub dystansie. Pociski klasyczne mają zapalniki kontaktowe, a wszystko co zostało wyrzucone w powietrze, MUSI spaść na ziemię. Tak więc pociski wystrzeliwane z artylerii pomocniczej okrętów, nie mając detonatorów, czasowych lub ciśnieniowych, spadały na nieatakowane obszary wyspy, potęgując skutki japońskiego bombardowania!

Wróćmy jednak do dwufalowych skutków samowoli adm Nagumo. Gdyby zniszczył bunkry paliwowe i doki w bazie Pearl Harbor, uniemożliwiłby tym samym US-Navy korzystania z tej wysuniętej bazy nawet przez najbliższy rok, Dając tym samym ogromna przewagę strategiczną w rozwijającej się wojnie, na nowo otwartym teatrze Pacyfiku.

Admirałowie Nagumo i Yamamoto prawdopodobnie wiedzieli, że w bazie nie ma lotniskowców, na które zasadzali się w pierwszej kolejności. Nie mniej możliwości unicestwienia trzonu Floty Pacyfiku i bazy na Hawajach była na tyle cenną przewagą, że nie zdecydowano się na odwołanie tego ataku.

Jednak kluczem do sukcesu w wojnie z USA planu admirała Yamamoto było przede wszystkim zniszczenie hawajskich doków i zapasów paliwa.

W kolejnej, decydującej bitwie flot stoczonej początkiem czerwca 1942 roku pod Midway, decydującą rolę odegrał lotniskowiec USS „Yorktown”, którego udało się „połatać” w doku bazy Pearl Harbor w iście stachanowskim tempie po uszkodzeniach jakich doznał w Bitwie na Morzu Koralowym.

Gdyby te doki zniszczyły samoloty adm Nagumo 7 grudnia 1941 roku, flota Pacyfiku, mająca do dyspozycji potencjał jedynie dwóch lotniskowców, na bank przegrałaby starcie pod Midway!

Japończycy długo w czasie bitwy nie wiedzieli o obecności drugiej grupy dysponującej lotniskowcem „Yorktown” dlatego cały potencjał ochrony powietrznej swoich lotniskowców skierowali do odparcia ataku lotnictwa z „Yorktowna”, gdy niezauważona fala bombowców z „Enterprise`a”, która nadleciała z innej strony co samoloty z „Yorktowna” śmiertelnie ugodziła połowę japońskich sił uderzeniowych. Mało tego, to samoloty z „Yorktowna' zniszczyły trzeci lotniskowiec japoński „Soryu” i do tego to samoloty przebazowane z uszkodzonego w bitwie „Yorktowna”, wydatnie przyczyniły się do zniszczenia ostatniego biorącego udział w tej bitwie japońskiego lotniskowca „Hiryu”.

Bitwa pod atolem Midway, wyeliminowała z dalszej walki lotnictwo pokładowe Floty Cesarskiej, a stało się to możliwe tylko dzięki czynnemu udziałowi w tej bitwie uznanego przez japońskich wywiadowców za remontowanego lotniskowca „Yorktown”.

Ten, zbawienny dla Floty Pacyfiku remont przeprowadzono w doku, który miał zniszczyć 7 grudnia admirał Nagumo. Gdyby admirał Nagumo wykonał rozkaz admirała Yamamoto, lotniskowiec „Yorktown” musiałby być naprawiany z bitewnych uszkodzeń w doku leżącym na kontynencie, więc na bank nie zdążyliby wziąć udziału w bitwie o Midway.

Czemu admirał Nagumo olał rozkazy swojego przełożonego, pozostawiając jedynie ciężko ranną bazę w Pearl Harbor?

Bo uznał, że japoński marynarz walczy TYLKO z wrogimi okrętami, i JEST DLA NIEGO OBRAZĄ GODNOŚCI atakować cokolwiek, co nie pływa! Od atakowania infrastruktury jest piechota morska, a nie załogi okrętów. Więc skoro zniszczył okręty wroga, uznał, że wykonał zadanie i odpłynął.

Mało tego, mając wręcz miażdżącą przewagę i nawiązany kontakt bojowy z lotnictwem pokładowym „Enterprise`a”, admirał Nagumo zaprzepaścił szansę „upolowania” osamotnionego lotniskowca, wracającego z misji dostarczenia samolotów do bazy na Midway.

Zorro

 

 

Zobacz galerię zdjęć:

Adm. Nagumo interesowały TYLKO wielkie okręty US-Navy i to na nich skupił atak./ Fot Gogle.
Adm. Nagumo interesowały TYLKO wielkie okręty US-Navy i to na nich skupił atak./ Fot Gogle. To zakrawa na niedorzeczność, ale Nagumo zniszczył, obok okrętów TYLKO  bazę lotniczą na środku atolu. / Fot Google.
el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura