Bez komentarza. / Mat. Google; Niezależna.pl
Bez komentarza. / Mat. Google; Niezależna.pl
el.Zorro el.Zorro
449
BLOG

O wyrodnej matce Rewolucji, pożerającej Wałęsę.

el.Zorro el.Zorro Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 15


Rewolucja to wyrodna matka, która pożera własne dzieci”

Karol Marks; „Kapitał.

        Tyle tylko, że Lech Wałęsa, jak sam się chwalił, w życiu nie przeczytał żadnej książki poza modlitewnikiem, a Jarosław Kaczyński, czy Antoni Macierewicz przeczytali tych książek całkiem sporo, więc jeśli nawet nie tknęli się „Kapitału”, to na pewno, choćby na zajęciach z Filozofii, poznali zawarte w „Kapitale” sentencje, jak choćby tę, umieszczoną na początku notki. Teraz Lech Wałęsa tylko ponosi konsekwencję pogardy dla słowa drukowanego potomności ku przestrodze pozostawionego.

Ale porzućmy akademickie dywagacje i skupmy się na tym, co w kazusie Lecha Wałęsy jest istotne, czyli czy prowadził z towarzyszami z konspiry oraz PRL-owskimi tajniakami podwójną grę, czy, swoje nieuchronne kontakty z tajniactwem PRL ograniczał jedynie do niezbędnego minimum, nie mając najmniejszego wpływu na to, co prowadzący go funkcjonariusze płodzili w aktach operacyjnych TW „Bolek”.


Czy ekspertyza wykonana na zlecenie IPN jest rzetelną, czy tylko jest elementem perfidnej rozgrywki Jarosława Kaczyńskiego, który nie może zasnąć, zanim nie spowoduje wymazania Lecha Wałęsy z roli przywódcy ruchu, który obalił PRL?

Na to pytanie trudno dziś dać rzetelną odpowiedź, choćby z okoliczności kazusu upadku pierwszego marszałka Armii Czerwone, Michaiła Tuchaczewskiego.


Z powodów dobrych dla tematu kolejnej notki, gensek Stalin uznał, że jeśli chce przetrwać MUSI przejąć osobistą kontrolę nad Armią Czerwoną, a tu na przeszkodzie stał dokładnie marszałek Tuchaczewski!

Rzecz w tym, że Josif Wissarionowicz Dżugaszfili, znany bardziej jako towarzysz Stalin, NIE POSIADAŁ ŻADNEGO wykształcenia wojskowego, a dzięki jego samowoli, jako komisarza politycznego Frontu podczas wojny polsko-bolszewickiej, udało się generałowi Rozwadowskiemu wręcz rozgromić Front Zachodni dowodzony przez ówczesnego kom-arma 1. rangi Tuchaczewskiego na przedpolach Warszawy. Tymczasem późniejszy marszałek Tuchaczewski nie tylko był jednym z czołowych słuchaczy szkoły oficerskiej, skoro od razu promowano go do stopnia podporucznika gwardii z prawem wyboru pułku, ale bardzo sprawnym organizatorem. (Pierwszym stopniem oficerskim był chorąży). To nikt inny jak Michaił Tuchaczewski wprawił w osłupienie zagranicznych obserwatorów, kiedy na zorganizowanych na początku lat 30 wielkich manewrach, dowodzone przez niego oddziały po raz pierwszy w historii militarnej dokonały masowego desantu spadochronowego, a czołgi uformowane w pancerne pułki dokonały błyskawicznego ataku przełamującego linie obronne wroga. ( do tej pory, rozwijające niewielkie prędkości czołgi jechały w linii natarcia piechoty).

Jednym zdaniem operatywny marszałek Tuchaczewski stał na drodze Stalinowi tak bardzo, że ten postawił się go pozbyć, czytaj, legalnie zamordować. Niestety, marszałek Tuchaczewski był weteranem Rewolucji i tak prosto pozbyć się go nie dało, jak partyjnych aparatczyków, bo marszałek Tuchaczewski, wzorem oficerów carskich, polityką się nie hańbił.

Jeśli Stalin chciał wykończyć Tuchaczewskiego, a bardzo tego chciał, musiał udowodnić mu popełnienie zbrodni stanu, i to nie jakiegoś tam spisku na życie Stalina, ale zdrady Rewolucji.

Zatem trzeba było stworzyć dowody zdrady marszałka Tuchaczewskiego, no bo takowych po prostu ...nie było.

Siepacze Stalina zwrócili się więc o pomoc do swego śmiertelnego wroga, czyli do SS-reichsfuhrera Himmlera, a ten do pomocy towarzyszom z Moskwy oddelegował swego najzdolniejszego wywiadowcę. SS-gruppenfuhrera Heydricha, z poleceniem wyprodukowania niepodważalnego „haka” na towarzysza marszałka Tuchaczewskiego i przy okazji co bardziej kompetentnych oficerów decyzyjnych Armii Czerwonej.

Istota problemu sprowadzała się to tego, że przezorny Tuchaczewski, podczas licznych podróży, nie pozostawiał po sobie żadnych odręcznych notatek, a tym bardziej podpisanych przez siebie. A nie dysponując odpowiednią ilością próbek pisma, a zwłaszcza pewnym wzorem podpisu, fałszerze byli bezradni. Jednak nie pierwszy raz niemiecka pedantyczność przyniosła owoce! W marcu 1915 roku porucznik Tuchaczewski dostał się do niemieckiej niewoli i na formularzu pozostawił swój podpis, do którego dotarli ludzie Heydricha. Do tego zdarzyło mu się napisać podziękowania za gościnę, co zebrane razem pozwoliło stworzyć odpowiednią bazę dla fałszerzy, którzy sprokurowali lipną historię zdrady przeznaczonego do likwidacji marszałka Tuchaczewskiego.


Osią intrygi uknutej przez Heydricha był list, którego Michaił Tuchaczewski NIGDY nie napisał, w którym zwracał się do najwyższych rangą niemieckich dowódców Wehrmachtu o pomoc na wypadek, gdyby kierowanym przez siebie spiskowcom, udało się usunąć Stalina. Oczywiście ten sfałszowany list obrósł kilkoma arcy ważnymi, tudzież ściśle tajnymi notatkami i analizami, nawet Himmler osobiści fatygował Hitlera do akceptacji planowanych działań, jako, że nie odważył się polecić podrobienia podpisu swojego Führera.


Oczywiście Hitler zgodził się uwiarygodnić intrygę, ufając radzie dowódcy SS, że mając takie „dowody zdrady”, Stalin skuteczniej osłabi czystkami potencjał bojowy Armii Czerwonej, niż przegrana wojna. Tak więc zgromadziwszy lipne dossier zdrady marszałka Tuchaczewskiego, wystarczyło tylko sprzedać za godną wagi najwyższej tajemnicy cenę spreparowanych dowodów zdrady niczego nieświadomemu szpiegowi Jeżowa i cierpliwie poczekać na efekty.

Jak skończył marszałek Tuchaczewski, wiadomo, ile kosztowała ZSRR łatwowierność i chęć osobistej przewagi nad konkurentem, też wiadomo.

Wróćmy jednak do kazusu Lecha Wałęsy i w świetle przedstawionej historii, poważnych wątpliwości co do ich autentyczności, zastanowić się nad sensem gnojenia charyzmatycznego lidera 1. Solidarności.

Na wstępie wyjaśnijmy sobie tę „oczywistą oczywistość”, że w przeciwieństwie do braci Kaczyńskich i ich szemranej akademickiej opozycyjności, ktoś taki jak Lech Wałęsa NIE MÓGŁ LICZYĆ na ochronny parasol jaki tworzyła nic znajomości rodziców lub krewnych z aparatem politycznym PZPR. Zatem takie osoby NIE BYŁY W STANIE UNIKNĄC „bliskich kontaktów” ze służbami bezpieczeństwa politycznego PRL. Ponieważ stocznie, podobnie jak porty, były w czasach PRL w gestii służb wojskowych, a nie milicyjnej SB, więc również pilotujący działania Lecha Wałęsy tajniacy gromadzili dorobek pamiętnikarski TW „Bolek” w archiwach LWP, a nie SB.


Z punktu widzenia arkanów polityki, takie działania, jakie „”z własnej inicjatywy” podjęło IPN nie tylko nie mają sensu, ale wręcz są kontr produktywne dla ich inicjatora, bo dzielą społeczeństwo, a tylko idiota, ... albo Jarosław Kaczyński sprowadza rządzenie państwem do eskalacji wojny polsko-polskiej.


Lech Wałęsa, choćby nawet zjadł klapę swojej marynarki z wizerunkiem wyadomym, nie jest w stanie zagrozić pozycji Jarosława Kaczyńskiego, więc szkoda trwonić na to pieniądze i energię!. Poczynaniami Jarosława Kaczyńskiego, co do którego roli inicjatora procesu gnojenia Wałęsy nie można mieć złudzeń, kierują niskie uczucia zazdrości o splendor lidera antykomuszej rewolty, bo bądźmy szczerzy w sierpniu 1980 toku, jeśli ktoś słyszał cokolwiek o braciach Kaczyńskich, to jako o narcystycznych i zdominowanych przez nadopiekuńczą matkę synach pewnego ustosunkowanego politycznie quasi inżyniera, zesłanych na prowincję do białostockiej Filii UW, aby zbytnio nie smucić kolegi zasłużonego członka KC PZPR, który blokował jeszcze w latach 80 XX w etat w Instytucie Lotniczym.


Sfabrykowanie dokumentów, na których oparli się starannie „wyselekcjonowani” rzeczoznawcy, jawnie sympatyzujący z kultem smoleńskim IPN, nie przedstawia żadnych problemów kompetentnym fałszerzom! Wystarczą im tylko wzory pisma przyszłej ich ofiary, a także wzory podpisu z okresu, w którym fabrykowane dowody miałyby powstać. A tych Lech Wałęsa pozostawił dostatecznie dużo.


Profesjonalni fałszerze dysponują przede wszystkim papierem, tuszem, atramentem, długopisami, ołówkami itp., itd., z czasów, kiedy fabrykowane dokumenty miałyby powstać, więc próba datowania nośnika zapisu nic nie może dać obrońcom szkalowanej osoby, a co jest podstawą przy badaniu autentyczności dokumentów. Reszta to tylko rzemiosło, polegające na mozolnym kopiowaniu stosowanych przez atakowaną osobę kroju liter, połączeń liter i rozkładu nacisku. Dla wprawnej ręki to ledwie kilka dni pracy na każdą kartkę fałszowanego materiału. Istnieje kilka technik podrabiania nacisku przez rękę piszącego, najprostsza polega na napisaniu z jednakowym, niewielkim naciskiem całego tekstu, a potem pogłębieniu bruzdy pisma w odpowiednich miejscach. Jeśli rękopis powstał z użyciem długopisu, nawet przeciętnej klasy fałszerz spreparuje niemożliwy do odróżnienia od takiego, który nakreśliłaby własnoręcznie podrabiana osoba. Jeszcze prościej sfabrykować pismo maszynowe, tyle, że trzeba mieć na podorędziu zabytkową maszynę do pisania i równie starą, acz wilgotną w niej kalkę.

Sumując, Karol Marks nie wyssał sobie zacytowanej na początku sentencji z małego palca lewej ręki, tylko w oparciu o rzetelne studia losów rewolucyjnych przywódców. Przywódcy Rewolucji Francuskiej wyrżnęli się wzajemnie, oczywiście w imię rewolucyjnej prawości. Podobny los zgotowali sobie przywódcy Rewolucji Październikowej, Z jakich powodów liderzy obalania PRL mieliby uniknąć losu swoich poprzedników w rewolucyjnym dziele niszczenia wszystkiego, co stare? PRL obalało miliony Polaków, a tylko Lech Wałęsa na tym nie tylko zbił osobisty majątek, ale zyskał międzynarodowy splendor!

Zorro nie ma zamiaru użalać się nad dolę Lecha Wałęsy, w końcu to on osobiście „odkrył” braci Kaczyńskich. Jednak podważanie jego autorytetu musi dać opłakane skutki.

Z Lechem Wałęsą, nawet dziś, chętnie spotka się KAŻDY przywódca, z Jarosławem Kaczyńskim jedynie przywódca San Escobar, reszta tylko jeśli zostanie do tego przymuszona, i tylko w wymiarze kilku minut, góra kwadransa. A to wystarczy aby dziś za wszelką cenę zgnoić Lecha Wałęsę.

Tyle tylko, że nikt nie szanuje takiego narodu, który nie szanuje swoich przywódców, którzy osiągnęli sukces! Skutkiem osobistej zawiści Jarosława Kaczyńskiego wobec Lecha Wałęsy jest sytuacja, w której opinia publiczna Świata uważa, że początkiem upadku dyktatury bolszewików w Europie było zburzenie Muru Berlińskiego, a nie przełamanie monopolu władzy PZPR w 1989 roku w Polsce.

Na pocieszenie Lechowi Wałęsie niech pozostanie świadomość, że tak zwany drugi szereg też zwykle pada ofiarą ambicji szeregu trzeciego, więc pewnie za kilka lat również na Jarosława Kaczyńskiego wypłyną takie „kwity”, że nawet nie ogarną ich najkoszmarniejsze koszmary senne osoby, która nie dość, że w dzieciństwie ukradła Księżyc, to jeszcze dziś próbuje zawłaszczyć Ziemię

Co do okazania było. Amen.


Zorro


el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka