Bez komentarza. / Mat. Google.
Bez komentarza. / Mat. Google.
el.Zorro el.Zorro
402
BLOG

Wiceprokurator Polski na smoleńskim zadżumieniu.

el.Zorro el.Zorro Polityka Obserwuj notkę 4


Oskarżonemu wolno opierać na kłamstwie linię obrony;

ale prokurator budujący Akt Oskarżenia na matactwach, to novum.


Ciąg przyczynowo-skutkowy zdarzeń, które doprowadziły do katastrofy flagowego „101” pod Smoleńskiem, jest znany i dokładnie udokumentowany.

To wiekopomny pomnik: niekompetencji, brawury i pogardy dla profesjonalizmu, jaki sobie wystawiły „Styropianowe Elyty”, klasyka podręcznika z serii: „Jak tego robić nie wolno”.

Jeszcze raz potwierdziła się reguła, która mówi, iż: profesury, habilitacje, doktoraty czy komercyjne „studyja podyplomowe”, nie gdy nie były, nie są i nigdy nie będą gwarantem poczytalności osób nimi wymachującymi, nawet w dziedzinach w których zostały one przyznane, bywa, że w wyniku politycznych nacisków, lub braku odpowiedzialności członków komisji weryfikujących wiedzę adepta, gotowych za wygórowane czesne oraz opłaty egzaminacyjne na „daleko idące kompromisy”.

Zaczęło się od braku kompetencji u wyznaczonej do odbycia lotu załogi do pilotowania samolotem typu Tu154-M, sięgającej braku znajomości instrukcji pilotażu samolotu! (Niewprowadzenie przed rozpoczęciem misji do pamięci TAWS ścieżki lądowania na lotnisku Siewiernyj, a w zamian tego, dokonanie już w czasie lotu, pomniejszenia o 50% progu zadziałania alarmu bliskości ziemi, zamiast, z uwagi na obecność przed pasem głębokiego jaru, podniesienie progu zadziałania, czy braku wiedzy o blokowaniu przez autopilota większości procedur uruchamianych jednym przyciskiem z wolanta pilota).

Skończyło się na ignorowaniu procedury wytracania pułapu i prędkości przelotowej podczas podchodzenia do lądowania i pomyleniem przez pilotów priorytetu wskazań wysokościomierzy.

Załoga ZAMIAST bazować na wskazaniach wysokościomierza barycznego, wskakującego pułap lotu mierzony od progu pasa lotniska, bazowała na odczycie wysokości z radiowysokościomierza, podającego chwilową wysokość przelotu nad ziemią, co spowodowało wlecenie w jar poniżej poziomu pasa lotniska.


A wszystko to „pod czujnym okiem” ówczesnego dowódcy sił powietrznych, nota bene licencjonowanego pilota, który zamiast uzmysłowić prezydentowi Kaczyńskiemu znikome szanse na bezpieczne lądowanie w warunkach braku widoczności na nieczynnym od 3 lat lotnisku pozbawionym infrastruktury nawigacyjnej, próbował pomagać pilotom w, jak się okazało, samobójczej misji.

SKORO ZNANE SĄ RZECZYWISTE PRZYCZYNY, CZEMU POLSKA PROKURATURA TAK ORDYNARNIE MATACZY W TEJ SPRAWIE?!

Powodów jest kilka, a jeden ważniejszy od drugiego.

Wyznawanie i to fanatyczne, kultu smoleńskiego, utorowało Jarosławowi Kaczyńskiemu nie tylko wzniecenie wojny polsko-polskiej, ale wręcz „odbicie Polski” i ustanowienie dyktatury wzorowanej na stylu samodzierżawia towarzysza Stalina.

Tak wiec publiczne przyznanie, iż do katastrofy doszło w wyniku ciągu zaniedbań organizacyjnych, popełnionych przez ludzi klanu Kaczyńskich, okupujących Kancelarię Prezydenta Rp i najwyższe stanowiska dowódcze w Wojsku Polskimi, nadane im przez prezydenta Kaczyńskiego oraz karygodnego lekceważenia arkanów awiacji, oznaczałoby kompromitację nie tylko genseka Kaczyńskiego, ale wszystkich jego macierewiczobodobnych hunwejbinów idei kaczystanu mściwego.

36. specpułk nie raz obwoływano doborowym, w którym latała „elita elit” polskich pilotów wojskowych.

Jednak to, co odczytano z pokładowych zapisów pamięci rejestratorów pokładowych, a tym bardziej wyczytano z dokumentacji służby pułku, zjeżyło włosy na głowach nawet łysym, ale z wyjątkiem gen Czabana, któremu podlegało szkolenie wojskowych pilotów, najpierw jako dowódcy WSO w Dęblinie, potem, z woli i łaski państwa Kaczyńskich, Sił Powietrznych Rp.

Do tego z rozmów przeprowadzonych z żołnierzami dowiedziano się o fatalnych stosunkach międzyludzkich panujących zwłaszcza wśród pilotów, o niezdrowej rywalizacji o awanse, o oszczędzaniu na szkoleniu bieżącym, oraz o mobbingu wywieranym na kadrę oficerską, przez warcholących kacyków z PiS, jacy po oddaniu rządów koalicji PO-PSL, skupili się na rubieży Kancelarii Prezydenta Rp.

Zatem obowiązująca, niczym Szariat w ISIS, teoria spiskowa o zamachu na prezydenta Kaczyńskiego, umożliwia nie tylko nieustanne „gonienie Króliczka”, czy wręcz „grillowanie” liderów PO, ale przede wszystkim, excusez-moi, chronić dupy wysoko postawionym generałom, którzy nie mają kompetencji, ani predyspozycji, aby dowodzić batalionem.

Dla kogoś tak zakompleksionego, zawistnego i pazernego na władzę, jak Jarosław Kaczyński, nie ma takiej ceny, jakiej nie kazałby zapłacić durnym Polakom za możliwość brylowania na czele radiomaryjnych fanatyków z okazji „miesięcznic”, „rocznic” katastrofy, tudzież „wawelskiego pogrzebu”, który zaczyna budzić odrazę nawet u zwyczajowo konserwatywnych Krakusów, jacy dawno już przebili liczebnością zdulszczonych do granic absurdu Krakauerów, pokroju Dudów, czy Gowinów. Dla niekompetentnych wysokich oficerów made in Poland, taki kierunek śledztwa ratuje nie zamyka im ścieżki awansu.

Cóż będący dziś, z woli ministra Ziobry i błogosławieństwa genseka Kaczyńskiego, de facto oberstprokuratorem Rp, czyli osobą nr 2 po ministrze Ziobro w prokuratorskiej hierarchii, Marek Pasionek, to wręcz kopia znanego z czasów dyktatury bolszewickiej prokuratora dyspozycyjnego, oddanego bez reszty i bezkrytycznie idei kaczyzmu zapiekłego w ujęciu ziobrzystowskim.


Jeśli tylko Egzekutywa PiS tak zechce, nie cofnie się nawet przed kompromitacją piastowanego urzędu, zakładając, że szanse na kompromitujący Polskę proces są znikome!


Osoba ta, pełniąc klasyczną funkcję partyjnego komisarza nad Prokuraturą Wojskową, mając za obowiązek nadzorowanie śledztwa w sprawie katastrofy flagowego „101” pod Smoleńskiem, jak donoszą znające temat wiewiórki, nie tylko skutecznie wyprowadzała śledztwo na manowce wyssanych z palca Antoniego Macierewicza teorii spiskowych, ale wręcz inicjowała tak zwane kontrolowane przecieki objętych tajemnicą śledztwa, mające wywierać polityczną presje na wojskowych prokuratorów, próbujących rzetelnie dociec prawdy.

Dopiero odsuniecie od nadzoru nad tym śledztwem prokuratora Pasionka pozwoliło na rzetelne postępy w śledztwie, które jednak nadal dość skutecznie wyprowadzał na manowce prokurator Seremet, terroryzując wojskowych prokuratorów wizją podporządkowania prokuratur wojskowych cywilnym prokuratorom, którzy o wosku nie mieli żadnego pojęcia. W efekcie kto tylko mógł, zwiewał na wojskową emeryturę, aby zachować wojskowe przywileje w stanie spoczynku.

Polacy więc weszli w okres samodzierżawia PiS z rozbabranym śledztwem, w którym nie chodziło wcale o wskazanie winnych, katastrofy, ale o zrzuceniu możliwie jak najwięcej winy na Bogu ducha winnych Rosjan, którzy bojąc się propagandowej nagonki, pozwolili polskim warchołom na zbyt wiele i teraz muszą znosić bezpodstawne pomówienia o udział w zabójstwie prezydenta Kaczyńskiego, polegające w najlepszym razie na tym, że nie przeszkodzili mu w akcie autodestrukcji.

Prokurator Pasionek świadomie, lub nie, legitymizuje ewidentne matactwo, polegające na odrzuceniu udokumentowanych i pewnych dowodów, na rzecz akademickich konfabulacji, sowicie opłacanych z partyjnych funduszy PiS, bo chyba nie z prywatnych pieniędzy Antoniego Macierewicza.

Zapomina, że odczyty zapisów są poza jego zasięgiem i wręcz kompromitują ustalenia polskich śledczych, wyznających kult smoleński. A można się z nich dowiedzieć iż, na przykład:

O godzinie 8;40;31 „wieża” nakazuje włączyć „101” reflektory, a w 2 sekundy później po raz drugi odzywa się alarm bliskości ziemi.

Około godziny 8;40;40, pomiędzy ostrzeżeniami „terrain ahead” padają w kokpicie złowieszcze słowa: „To się nie uda”! Jakby nie dywagować, to wskazuje, że przynajmniej część załogi była świadoma ryzyka katastrofy.

O godzinie 8;40;42, odzywa się polecenie generowane przez TAWS: „pull up”! Dla nieobeznanych w arkanach awiacji, ta komenda rozkazuje pilotowi NATYCHMIAST zwiększyć ciąg silników i poderwać samolot. Radiowysokościomierz mierzy pod samolotem dystans 100 metrów, ale wówczas leci nad jarem. W rzeczywistości samolot jest około 40 metrów nad progiem pasa i jeśli NATYCHMIAST nie zaprzestanie opadania, wleci w śmiertelna matnię.

O godzinie 8;40;49, 2 pilot, wyznaczony na dowódcę lotu, wydaje najgłupszy z możliwych w takiej sytuacji rozkaz: „dochodź wolniej”. Oznacza to, że samolot, lecący w pobliżu minimalnej prędkości w każdej chwili mógł ulec przeciągnięciu, czyli utracić siłę nośną i runąć na ziemię. Ten rozkaz przypieczętował los pasażerów, bo definitywnie pozbawił samolot możliwości przerwania podejścia do lądowania.


O godzinie 8;40;51, kontroler wydaje komendę: „101 horyzont”, co oznacza, że właśnie stracił na radarze obraz podchodzącego do lądowania samolotu i nie jest w stanie kontrolować podejścia.


Po tej komendzie pilot, zgodnie z procedurą, powinien natychmiast poderwać samolot i poinformować kontrolera, że wykonuje polecenie, umożliwiające wznowienie kontaktu radiolokacyjnego, ale takiej odpowiedzi nie udzielono, co oznacza, że w kokpicie NIKT NIE PANOWAŁ nad rozwojem sytuacji.

Ktoś, pomiędzy poleceniami „pull up” odlicza topniejące metry: „40, 30,”.


O godzinie 8;40,54, kontroler wydaje rozpaczliwe polecenie: „kontrola patrz na horyzont”! Jednak piloci milczą jak zahipnotyzowani. Pada odczyt wysokości 20 metrów,

co oznacza, że samolot jest nie tylko kilkadziesiąt metrów poniżej pasa startowego, ale w wyniku przeciągnięcia utracił siłę nośną. ZATEM KATASTROFA JEST JUŻ NIEUNIKNIONA!


Co zatem wynika bezdyskusyjnie z zapisanych rozmów?

Kontroler musiał widzieć na radarze zbliżający się samolot do godziny około 8;40;51, czyli do momentu wydania ostrzeżenia „101 horyzont”. Inna sprawa, jak dokładny był zdezelowany radar, będący w dyspozycji kontrolera?


Ale tych faktów prokurator Pasionek nie przyjmuje do wiadomości!!!


Nie przyjmuje też do wiadomości PODSTAWOWYCH arkanów sztuki technicznej!!!

Gdyby prokurator Pasionek rzetelnie przykładał się do nauki w liceum, zwłaszcza do nauk przyrodniczo-technicznych, takich jak Fizyka i do Matematyki, pewnie by wiedział o czymś takim, jak dokładność przyrządów pomiarowych, uchybach w odczycie pomiaru i o trudnym dla „humanistycznych umysłów” terminie „wzorcowanie przyrządu pomiarowego”.

W praktyce to oznacza, iż KAŻDY pomiar odczytany z nawet najdokładniejszego przyrządu pomiarowego, jest obarczony wymiernym błędem, sięgającym nawet +/- 5% od rzeczywistego wyniku pomiaru. Nawet odczyt z wyświetlacza cyfrowego zainstalowanego na mierniku binarnym, potocznie zwanym cyfrowym, jest obarczony znaczącym uchybem pomiaru, wynikającym z błędów kwantyzacji i dokonywaniem pomiaru w czasie zespolonym, a nie w czasie rzeczywistym. Ale czy prokurator Pasionek wie co to takiego przestrzeń zespolona i czas zespolony, w którym pracuje 99% komputerów?


Mało tego, kalectwo intelektualne na niwie wiedzy inżynieryjnej u prokuratora Pasionka skutkuje tym, że nie obejmuje swoim umysłem tej, dla każdego obiektywnego rzeczoznawcy oczywistej, wiedzy, zarówno co do możliwości technicznych naziemnych stacji radiolokacyjnych, jak, przede wszystkim, roli kontrolera przestrzeni lotniska podczas lądowania samolotów.


Tak się bowiem dziwnie składa, że nawet NAJNOWOCZEŚNIEJSZY model radaru naziemnego, (a ten na lotnisku Siewiernyj był nie tylko zabytkowy, ale mocno wyeksploatowany i dawno nie wzorcowany, bo i po cholerę), poniżej pewnego pułapu zaczyna mieć poważne problemy z DOKŁADNYM wskazaniem położenia nadlatującego obiektu! Powodem są wiązki pasożytnicze, spowodowane odbijaniem się fali radiowej emitowanej przez nadajnik radaru od powierzchni ziemi i tego co na niej stoi, zakłócające warunki pomiaru parametrów wiązki odbitej przez nadlatujący obiekt. Więc dokładnie z tego powodu nowoczesne systemy kontroli przestrzeni nad lotniskami korzystają nie z własnych radarów, a z pokładowych transponderów nadlatujących maszyn, korzystających z bardzo precyzyjnego pozycjonowania satelitarnego. Radary naziemne są dziś jedynie elementami alternatywnego systemu kontroli powietrznej obszaru lotniska, pozwalającymi opanować sytuację nadzwyczajną, na przykład wtargnięcie w przestrzeń intruza, natomiast kontroler przestrzeni lotniska ma JEDYNIE pilnować w niej porządku, zwłaszcza eliminować sytuacje, w których będące w przestrzeni lotniska samoloty, znalazłyby się na kursach kolizyjnych.


Wbrew sugestiom polskiej prokuratury, kontroler NIE MA PRAWA „ZAMKNĄĆ” PASA LOTNISKA, JEŚLI TYLKO JEGO STATUS LUB STAN NAWIERZCHNI UMOŻLIWIA LĄDOWANIE LUB STARTOWANIE!


W praktyce taką decyzję kontroler podejmuje JEDYNIE wówczas, kiedy pas jest zajęty lub zablokowany. W pozostałych przypadkach decyzja należy ZAWSZE do pilota.

Sumując od momentu objęcia rządów przez PiS, układ aktualnie trzymający nad Polską władzę robi dokładnie wszystko, a nawet jeszcze więcej, aby kompromitować Polskę i Polaków na arenie międzynarodowej!

Któż bowiem poważnie traktuje taki naród, którego państwowy urzędnik najwyższej rangi, do tego odpowiadający za przestrzeganie Prawa, świadomie lub nie, realizuje z iście bolszewickim zapałem wytyczne partyjnej Egzekutywy, do tego sprzeczne z rozsądkiem i udokumentowanym stanem faktycznym?


Malo tego tenże urzędnik, aby było całkiem żenująco, licencjonowany prawnik i to po aplikacji, nie rozumie znaczenia publicznie wypowiedzianych słów treści: „świadome spowodowanie katastrofy”!


Użycie przez formułującego publicznie oskarżenie prokuratora terminu: „świadome spowodowanie ...”, oznaczałoby, ze prokuratura pochylająca się nad katastrofą MA NIEZBITE DOWODY, na to, że kontrolerzy Z PEŁNĄ ŚWIADOMOŚCIA, tak kierowali poczynaniami załogi nadlatującego „101”, że maszyna MUSIAŁA ulec katastrofie.

Niestety dowody w postaci zapisu rozmów kontrolerów wskazują na zupełnie przeciwny obraz sytuacji!

Z tego zapisu dowiadujemy się, że zostali oni postawieni nie tylko przed klasyką faktów dokonanych, jakimi posługiwała się załoga „101”, dążąca, mimo wielokrotnych ostrzeżeń o braku warunków pogodowych do lądowania, ale również została poddana presji możliwości spowodowania poważnego incydentu dyplomatycznego, spowodowanego propagandowym humbugiem, sprowadzonego do odmowy prezydentowi Kaczyńskiemu oddania czci zamordowanym przez bolszewików Polakom w Katyniu.


Gensek Kaczyński i jego hunwejbini kultu smoleńskiego naiwnie myślą, że publicznie wypowiedziany przez prokuratora Pasionka humbug przejdzie bez większego echa.

SĄ W KARDYNALNYM BŁĘDZIE!


Bezpodstawne w świetle obiektywnych dowodów oskarżenie rosyjskich kontrolerów o ŚWIADOME spowodowanie katastrofy, wkrótce trafi rykoszetem w i tak nieudolne polskie inicjatywy, realizujące ze znaczącą szkodą dla Polskiej Racji Stanu obstalunek USA, w walce z Rosją o imperialne wpływy.

Po wystąpieniu prokuratora Pasionka już minister Ławrow dopilnuje tego, aby nawet ambasador San Escobar trzymał się na bezpieczny dystans od wszystkiego co polskie, z polską wódką włącznie!

Zaś prezydent Trump nawet nie znajdzie ochoty na wysłuchanie choć jednego zdania i to wypowiedzianego po angielsku, przez przedstawiciela Polski, wiedząc, że wydane na korytarzu przez jego lokaja prezydentowi Dudzie polecenia I TAK ZOSTANĄ WYKONANE W przynajmniej 200%!

Co do okazania było. Amen

Zorro












el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka