Teraz wszysko jasne, nieprawdaż?! / Mat. Google.
Teraz wszysko jasne, nieprawdaż?! / Mat. Google.
el.Zorro el.Zorro
1010
BLOG

Sufitologia wicepremiera Morawieckiego.

el.Zorro el.Zorro Ekonomia Obserwuj temat Obserwuj notkę 14


Rząd premier Szydło najbardziej pomoże polskim przedsiębiorcom,

KIEDY PRZESTANIE im pomagać!


Jarosław Kaczyński dorwał się do władzy nad mieszkającymi (jeszcze), w Polsce Polakami, między innymi temu, że jego oprycznina „rzucona na odcinek urzędów” głosiła populistyczne hasła społeczne, mające w przedwyborczych obietnicach zerwać z panującym nieprzerwanie od od czasów bierutowskich, rozbojem uprawianym przez równie samowolnych, co zawistnych urzędników państwowych, dowolnego szczebla.

O ile można zrozumieć postępowanie awansowanej do rangi urzędników przedwojennej biedoty, dla której „gnębienie wyzyskiwaczy i burżujów” urastało do rangi politycznego wyzwania, podsycanego propagandą walki klas, do której sprowadzały się odbywane co dekadę zebrania partyjne, na których rozliczano efektywność w karczowaniu „kapitalistycznych przeżytków” z robotniczo-chłopskiej PRL,


o tyle działania urzędniczej korporacji po 1990 roku jest niezrozumiałe.


Wydawać by się mogło, że znacząca i nieustanna do tej pory poprawa urzędniczych uposażeń, uzupełniona stabilnością, jaka nastąpiła od 1990 roku, spowoduje zmianę w postrzeganiu drobnych przedsiębiorców, z autoramentu przewidzianego do wyrugowania ze społeczeństwa, na rzecz grupy społecznej, która umożliwi gospodarczy restart III Rp, po wręcz zabójczej dla przemysłu „terapii szokowej”, zaordynowanej przez szalbierza Balcerowicza.


ALE GDZIE TAM!


Zdecydowana większość polskich urzędników, w III Rp, zaczynając od młodszego referenta urzędzie gminy w przysłowiowym Zadupiu Średnim, na ministrach i posłach kończąc,

NADAL NIE PRZYJMUJE DO WIADOMOŚCI tej „oczywistej oczywistości”,

że to oni są tkanką bytującą na tym, co fiskus zedrze z podatników, a ponieważ polski fiskus jest nieprzewidywalny więc kto tylko może, wypierdziela spod jego jurysdykcji tam, gdzie wysokość danin publicznych jest na rozsądnym poziomie, a podatkowi inspektorzy nie traktują kontrolowanych jak przestępców, którym trzeba przynajmniej utrudnić życie, a decydenci nie stosują sufitologii stosowanej.

Wysokie i oderwane od realiów uposażenia posłów oraz urzędników powodują, że ta kasta uległa totalnej alienacji, więc tworzy tak, za przeproszeniem osób upośledzonych na intelekcie, kretyńskie „udogodnienia”, że naprawdę strach się bać skutków nowelizacji, mających w deklaracjach poprawić dolę bezpardonowo łupionych drobnych przedsiębiorców na terenie Polski. Zaś najlepszy dowód na tak zaawansowane stadium patologii społecznej jest wypowiedź pewnej pańci, która publicznie walnęła w przekaziory słowa, wedle których nie widzi możliwości przeżycia w „Stolycy” za mniej niż „marne” 10 tysiaków miesięcznie!

Za panowania Edwarda I sekretarza PZPR Gierka, gnuśni urzędnicy przekonali KC PZPR, aby uprościć procedury naliczania danin publicznych, zastępując indywidualne rozliczenia obywateli zatrudnionych w państwowych firmach i na urzędniczych posadach, rozliczeniami zbiorowymi, w postaci nakładania danin na fundusz płac danej jednostki. Natomiast dla rzemieślników i kupców, pogardliwie zwanych w czasach PRL „prywaciarzami” wymyślono ryczałtowy podatek pod nazwą Karta Podatkowa i ryczałtową składkę na rzecz ZUS, bazującą na średnim wynagrodzeniu w przedsiębiorstwach państwowych.

To wówczas miało sens, bo w czasach PRL pojęcie „średnie wynagrodzenie” FAKTYCZNIE odpowiadało poborom, jakie otrzymywało około 75% zatrudnionych,

bo trzeba też wiedzieć, że w tym czasie wszelkie formy tak zwanych „śmieciówek”, podlegały jedynie podatkowi dochodowemu, zaś zakres ich funkcjonowania nie przekraczał 7% funduszy płac przedsiębiorstw, z czego 3% przypadało na koszty obligatoryjnych badań bilansów i remanentów.

Jednak po 1990 roku nastąpiła wręcz rewolucja w strukturze płac!

O ile w czasach PRL, w imię politycznych kanonów dyktatury bolszewickiej, płaca wykwalifikowanego robotnika MUSIAŁA być o minimum 25% wyższa od wykwalifikowanego referenta, więc zwykle kierownik po studiach zarabiał MNIEJ od brygadzisty po zawodówce, podobnie jak urzędnik, o tyle po 1990 roku, w wyniku zabójczych dla gospodarki działań wicepremiera Balcerowicza, wahadło płacowe odbiło mocno w przeciwna stronę!

Asymetryczne opodatkowanie płac siły wytwórczej i ustawowe uprzywilejowanie wynagrodzeń kasty urzędniczej, (automatyczne podnoszenie płacy o 5% ponad stopę inflacji), doprowadziły do patologicznej sytuacji w której

dziś wykwalifikowany biuralista zarabia przynajmniej 2 razy więcej od wykwalifikowanego pracownika sfery wytwórczej! A w cenie nie jest rzetelna praca, ale cwaniactwo i umiejętność okłamywania, połączone z powalającym otoczenie brakiem nawet śladowej kultury osobistej.

Na to wszystko nałożyła się pogarda, połączona z polityką planowej dyskryminacji elit technicznych i dominacji redukcji ceny nad zdrowym rozsądkiem.

Wróćmy jednak do sedna sprawy.

Bezpardonowa pogoń za minimalizacją kosztów produkcji wyprowadziła z przedsiębiorstw większość służb utrzymania ruchu, a z korporacji finansowych pracowników odpowiedzialnych za kontakt z klientem i promocję produktu. Te osoby dostały klasykę „propozycji nie do odrzucenia”, czyli albo się samozatrudnią i będą mogły współpracować, albo stracą źródło utrzymania.

Sielanka na samozatrudnieniu trwała góra 3 lata, czyli do rutynowego przetargu, w których jedynym kryterium rozstrzygającym jest cena. O utrzymaniu dotychczasowej ceny usługi można jedynie pomarzyć, bo desperatów, którzy wcześniej zdecydowali się na samozatrudnienie a teraz aby mieć za co żyć, gotowych godzić się na wyzysk, nawet dziś jest jeszcze wielu. Rynek pracy wręcz dewastują nie tyle dorabiający emeryci, ale mający znaczące ulgi „renciści”, często będący w lepszej kondycji zdrowotnej od przeciętnego równolatka, ale dzięki dobrej inwestycji w leczenie u lekarzy wiedzących jak prowadzić dokumentację medyczną, aby ich pacjent otrzymał status osoby kalekiej, oraz „rolnicy”, którzy ustawowo płacą symboliczne składki systemu KRUS i tym samym są ustawo zwolnieni od płacenia składek na ZUS.

Bywa, że dziś „rolnikiem” jest nawet lekarz czy adwokat, o posłach, czy senatorach nie wspominając!

Tymczasem rok w rok w Polsce kasta urzędnicza dostaje nie tylko niczym nieuzasadnione podwyżki, ale do tego rozrasta się w niekontrolowany sposób, śrubując ryczałtową składkę na konta ZUS, będącą pochodną średniej płacy, podawanej przez GUS. Teraz to około 2 tysiące złotych miesięcznie, bez względu na wynik finansowy mikroprzedsiębiorstwa!


Z drugiej strony, IDENTYCZNĄ składkę płacą zarabiający krocie: celebryci, wzięci lekarze, adwokaci, czy właściciele dobrze prosperujących firm prywatnych.


Szanowny Czytelniku, pomijając infantylne truizmy o konstytucyjnej równości Polaków wobec Prawa stanowionego,

warto byłoby, aby WRESZCIE któryś minister odpowiedzialny za gospodarkę w Polsce, zerwał z bolszewicką rutyną, polegającą na zastępowanie RZETELNEJ wiedzy, sufitologią stosowaną!

Wprawdzie obiecał to Polakom wicepremier Morawiecki, ale w praktyce jest on JESZCZE WIĘKSZYM sufitologiem od prof. dra hab. Leszka Balcerowicza, czy mgra prof. Rostowskiego.

W swoim dyletanctwie najpierw zaordynował w 2017 roku Polakom wręcz podatkowego potwora, w postaci nieliniowej podstawy opodatkowania powyżej i tak już nieobowiązującego progu płacy minimalnej,

dając tym samym pole do nienależnych zysków uprzywilejowanym firmom, oferującym zbójecko drogie programy do obliczania podatku PIT,

a teraz poprawił kolejnym koszmarem,

jakim bezdyskusyjnie okazać się musi zwolnienie od pełnych danin, ustalanych NADAL ryczałtowo, na rzecz ZUS, dla podmiotów UWAGA, O PRZYCHODZIE poniżej 5`000 złotych miesięcznie.

Co gorsza, dla tego pomysłu panuje wręcz entuzjazm wśród posłów ze stosownej komisji ów koszmarek podatkowy pichcących, bo delikatnie pisząc, dostojne i drogie, ale tylko w utrzymaniu, tępaki nie odróżniają terminu: „DOCHÓD”, od terminu „PRZYCHÓD”.

Dla nieobeznanych w księgowości humanistów,

DOCHÓD, to są te pieniądze, które pozostają po opłaceniu wszystkich obligatoryjnych kosztów działalności gospodarczej, więc nie tylko podatku PIT i daniny na rzecz ZUS lub KRUS, ale również wyśrubowanych na maksa podatków municypalnych, czynszu, opłat za media, telefony, internet, oraz transport, a także obsługę księgową.

PRZYCHÓD, to są wszystkie pieniądze, jakie wpływają z tytułu prowadzenia działalności gospodarczej.


W Polsce koszty prowadzenia działalności gospodarczej są JEDNE Z NAJWYŻSZYCH w Europie i to nie z powodu ZUS, ani PIT, czy CIT, ale dokładnie z powodu wręcz kosmicznych stawek czynszów oraz podatków zdzieranych przez władzę samorządową!

Zaś 5`000 złotych miesięcznie ledwie starcza na opłacenie bieżących kosztów przeciętnego, jednoosobowego mikroprzedsiębiorstwa!

Sumując, Zorro KOLEJNY RAZ składa ofertę kolejnemu układowi „trzymającego władzę” nad Polską, że za niewygórowaną acz uczciwą cenę, sprzeda licencję know-how co zrobić, aby wyrwać Polska gospodarkę z podręcznikowego przykładu „chocholego tańca”, tym różniącego się od tego z „Wesela”, że wiadomo kto kryje się pod snopkiem słomy i zamiast zawodzić o chamie, co przeputał gdzieś złoty róg i paradną czapkę ściemnia o tym, że niesie dobrobyt pracującej na utrzymanie jego kliki niekompetentnych lub zdeprawowanych ferajny na urzędniczych posadach części polskiego społeczeństwa.

Nie, Zorro nie postradał zmysłów, ani nie nawrócił się na kult smoleński! Zorro kalkuluje pragmatycznie! Rozpiździel gospodarczy, jaki ordynują Polakom kolejne układy rządzące Polską wyhodowane przez Solidarność, uderza również w Zorra.

Zorro ma władzę w pogardzie, ale chciałby żyć w normalnym kraju, a nie w domu wariatów, w którym niepoczytalni pensjonariusze przegłosowały poczytalny personel i zmusza go do do życia w oparach schizofrenii poprawionej zakłamaniem i obłudą!

Więc TYLKO z tego powodu gotów jest pomóc rządzącym.

Co do okazania było. Amen.

Zorro.

el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka