Bez komentarza. / Mat. Google.
Bez komentarza. / Mat. Google.
el.Zorro el.Zorro
1341
BLOG

Homo csenofobus polonikus.

el.Zorro el.Zorro Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 21

Melduję, że wróg odbił z rąk PiS festiwal w Opolu!

Mimo, że Polacy w 90% populacji uważają się za „nadludzi”, czyli za kogoś lepszego od reszty rodzaju ludzkiego, z wyjątkiem oczywiście Jankesów, wobec których nawet największy „Prawdziwek” odczuwa pokorę i potrzebę wasalnej postawy.

Można zaryzykować stwierdzenie, że Polacy są durnym narodem dokładnie z tego powodu, że programowo pogardzają innymi narodami, nie chcąc widzieć tego, jak w wielkim żyją zakłamaniu i jak daleko są za tymi, którymi tak pogardzają!

Zacznijmy od podsumowania występu reprezentanta Polski na turnieju Eurowizji oraz od ogromnego rozdźwięku pomiędzy typowaniami „znafców”, a rzeczywistym wynikiemoceny polskiej propozycji.

Bo wbrew pozorom, zasada „jak cię widzą, tak cię piszą”, nie odnosi się jedynie do ubioru, ale przede wszystkim do tego, co swoim zachowaniem dana osoba prezentuje, w tym przypadku od odbioru występu polskiego reprezentanta na turnieju Eurowizji.

Ponadnarodowa korporacja, potocznie zwana Eurowizją, zrzesza nadawców publicznych a Polskę reprezentuje do cna skompromitowane przez PiS-manów: TVP i Polskie Radio, coraz wyraźniej idące w kierunku radiomaryizmu dialektycznego i kaczokracji zapiekłej w ujęciu rydzykobojnym. TVP jeszcze prosperuje dzięki zbójeckiemu prawu do zdzierania abonamentu od posiadaczy odbiorników radiowych i telewizyjnych, nawet jeśli ktoś ani sekundy nie korzysta z propagandowego chłamu, serwowanego przez tych nadawców. W Polskim Radiu jest jeszcze gorzej, tak bardzo gorzej, że kolejni prezesi i dyrektorzy wieję w popłochu po zapoznaniu się z sytuacją finansową i potencjałem rozgłośni.

Zatem, póki TVP i PR będą okupować styropianowe nieudaczniki oraz popaprańce, wymieniane na pion propagandowy PiS kształcony na rydzykobojnej wszechnicy, Polskę i Polaków czekają kolejne żenujące popisy tych zapiewajłów, których rydzykobojna egzekutywa dopuści do krajowych pre eliminacji.


Aby kolejny raz nie dać ciała”,

zacząć należałoby od tego, aby wrócić się, na przykład do pani Olgi „Kory” Sipowicz, jednej z lepszych żyjących i do tego rezydujących w Polsce autorek tekstów, aby ta pogadała ze starą gwardią kompozytorów, i wespół-zespół postarała się „walnąć jakiegoś hiciora”, takiego, który by, jak to się mówi, wyrwał z gaci słuchacza, a u krytyków wywołał tak zwane ciary na większości ciała.

Czemu prawie „Korę”?

Ano temu, że kobieta zmaga się z chorobą, przez co popadła w finansowe tarapaty, więc pewnie będzie silnie zmotywowana i „zorientowana na sukces”. Ale przede wszystkim, jak dowiodła w okresie występów na scenie, a potem jako jurorka talent show, ZNA SIĘ na rzeczy, a jej krytyka, często surowa, zawsze była merytoryczną.

Potem niech pani „Kora” do spółki z panią Elą Zapendowską oraz panem Sztabą znajdzie jakiegoś przyzwoitego wykonawcę płci dowolnej, sprawną kapelę i jakiś chórek, tak, aby zmieścić się w limitach konkursu Eurowizji, ale na tyle liczne towarzystwo, „aby dać czadu”.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że większość „znafców” nie zauważa tego, że polscy reprezentanci przystępują do rywalizacji Z MARNYMI propozycjami muzycznymi, wokalnymi oraz scenicznymi, ale pozbawieni muzycznego gustu dziennikarze wmawiają pozbawionym kultury muzycznej Polakom, że taki gniot będzie walczył o zwycięstwo.

Ale kto ma kształtować kulturę muzyczną Polaków, skoro ikona polskiego dziennikarstwa muzycznego ...nie potrafi grać, ani śpiewać z racji wrodzonego „dębowego ucha”?

Mało tego, większość najwyżej notowanych, więc i najlepiej zarabiających wokalistów made in Poland, ma poważne problemy z rytmiką, emisją głosu, nie pisząc już o banalnym braku słuchu, czy totalnym braku wyczuciu synkopy, więc ponad discopolowy chłam i badziewie, albo trudne do zniesienia na trzeźwo zawodzenia, wznieść się nie jest w stanie, nawet jak producent wybuli miliony euro na profesjonalny aranż w którymś z niemieckich studiów.

Bo jak mawia znane przysłowie:

Nie pomogą dobre chęci, z gówna bicza nie ukręci”!

Jak też polscy reprezentanci na Eurowizję mają nie kompromitować Polaków, jako narodu wyzutego nawet ze zdolności śpiewania, sztuki w cywilizowanych narodach wręcz utożsamianej z biesiadowaniem przy różnej mocy roztworach substancji C2H5OH, skoro nawet emerytowany zapiewajło, sceniczny dławiduda i wierszokleta, który „poszedł w polytykie”, walnął, niczym łysy grzywą w ścianę, jakoby Eurowizji bez wywołania jakiegoś, choćby drobnego skandaliku wygrać nie sposób, a mimo usilnych starań, polskiej reprezentantce broda wyrosnąć nie chciała, więc tu upatrywał „kichy”.

Artycha Kukiz jednak nie zauważył, a jako praktykujący do niedawna frontman, zauważyć powinien, że jakby nie dywagować, ubrany za klasykę baby z brodą Austriak, zaproponował jednak całkiem zgrabny utwór, czego o propozycji artystki Moś napisać trudno!

Jej kompozycja była drętwa, wykonanie banalne, a choreografia praktycznie nie zaistniała! Pozostaje tylko spytać o to, jakim cudem piosenkarka Kasia Moś wczołgała się do finału oraz o to ile na ten „sukces” przeznaczono kasy, bo 1 SMS to około 1 euro brutto.

Itu trafiamy w polityczne dno państwowych mediów „odbitych” dla celów nieustannego siania durnej, kaczomyślnej propagandy, dobrej, bez urazy, dla kmiotka z Ciemnogrodu, który z natury będąc osobą zakłamaną i aspołeczną, CHCE UWIERZYĆ, że jak posmaruje klerowi, to ten załatwi mu pobłażanie u Stwórcy w Zaświatach!

Sytuacja w TVP jest za panowania prezesa Kurskiego, pilnowanego politycznie przez pociotka genseka Kaczyńskiego, mającego w pałacu przy ul. Woronicza status klasyki szarej eminencji, jest tragiczna!

Poziom emitowanych programów jest żenujący, ale jeszcze bardziej klerobojny niż w TV-Trwam, wszędzie monstrualne przerosty administracyjne, wszechobecny nepotyzm, osobisty lub partyjny, irracjonalny system wynagrodzeń, oraz klasyka krajobrazu po bolszewickiej czystce, czyli brak ludzi kompetentnych, oraz terror politycznych komisarzy.

Do tego astronomicznych rozmiarów zadłużenie, przy braku perspektyw na odbudowanie płynności finansowej, spowodowanego utratą zaufania u większości sponsorów, widzących jak dramatycznie kanały TVP tracą widownię na rzecz konkurencji.

Choć to się wydawać mogłoby niemożliwym, ale ethosowiec potrafi naprawdę wszystko rozwalić, a taki z PiS-owskim błogosławieństwem potrafi rozwalić jeszcze więcej, więc sytuacje w Polskim Radiu jest tak tragiczna, że prezesów i dyrektorów trzeba brać z łapanki i pilnować, aby po zapoznaniu się z sytuacją w rozgłośni PR, nie wypierdzielił w popłochu po kilku tygodniach.

Zatem nie dziwmy się, że będąc właścicielem marki corocznego festiwalu polskiej piosenki w Opolu, prezydent Opola wolał uniknąć kompromitacji podobnej do tej, jaka miała miejsce zeszłego roku w Janowie Podlaskim i zawczasu zerwał umowę patronacką z TVP.

Bo kompromitacja kreowała się na rzecz nieuchronną!

Prezes Kurski, podobnie jak jego kaczomyślni i rydzykobojni hunwejbini, surowo pilnowani przez komisarza-pociotka, mają przynajmniej FATALNE NOTOWANIA, wśród estradowych artychów, podobnie jak towarzysz Pieprza, ...(Wróć!) Pietrzak, jakby kto zapominał, 1. sekretarz POP PZPR w Radiokomitecie. Do tego towarzysz Pieprza... (Wróć!) Pietrzak, ma daleko posuniętą sklerozę, więc maltretuje widownię monologami, które może bawiły Polaków ale w latach 60 i 70 XX wieku, więc bardzo, ale to bardzo dawno temu! Zaś tupet tego towarzysza podchorążego, niedoszłego oficera politycznego LWP, jest jeszcze większy od jego sklerozy, czego najlepszym przykładem niech będą słowa wypowiedziane publicznie, bo na antenie PR, przy okazji śmierci Wojciecha Młynarskiego treści : „... to ja wylansowałem Wojciecha Młynarskiego, bo go zatrudniłem u siebie. (w kierowanym z politycznym błogosławieństwem PZPR klubie studenckim „Hybrydy”)”.

A to towarzysz Pietrzak miał zdominować tegoroczny festiwal w Opolu, a tego już było za wiele reszcie, zwłaszcza Maryli Rodowicz, która planowała w Opolu swój benefis, a może nawet artystyczne odejście na zasłużoną emeryturę.

Do tego prezes Kurski i jego hunwejbini uformowani w Toruniu pod okiem samego guru Rydzyka, zabawił się z wdziękiem tępego carskiego urzędnika, w cenzora, narzucając kto w tym roku może wystąpić na festiwalu w Opolu, a kto jest z politycznych powodów nie do zaakceptowania.

Konkludując, najłatwiej wygrać konkurs Eurowizji, wysyłając na estradę wykonawców mających osobowość sceniczną, idącą w parze z konkursową piosenką o walorach przeboju, najlepiej zaśpiewaną w ojczystym języku. Niestety, nawet tacy kompozytorzy, jak nieszyjący Tadeusz Nalepa, czy Marek Jackowski, popełniają nie tylko przeboje. Natomiast jeśli już polscy wykonawcy mają tak wielką odrazę do języka polskiego, że nie są w stanie w nim śpiewać, niech zaśpiewają po francusku, hiszpańsku wymiennie portugalsku, albo nawet po turecku, ale jak najdalej od angielskiego, w którym to języku śpiewają prawie wszyscy, wprawdzie bezbarwni wykonawcy, ale „nastawieni na sukces”, więc wersja anglojęzyczna najłatwiej przepada w zalewie podobnej jej chałtury.

A skoro najłatwiejszy przepis na sukces jest najtrudniejszym w realizacji, trzeba uciec się do takich chwytów, które zawsze skutecznie są w stanie zrekompensować braki na jakimś obszarze.

Jednak trzeba sobie zdać sprawę z tego, że więcej niż jeden słaby punkt wykonania piosenki-kandydatki, nie daje szans na przyzwoity wynik w konkursie.

PO PIERWSZE OSOBOWOŚĆ!

Artysta MUSI być na scenie rozpoznawalny, czyli zanim w ogóle zacznie się produkować scenicznie, publika musi wiedzieć kim jest i czego się po nim spodziewać.

A nic lepiej nie kształtuje osobowości scenicznej, jak autorski występ na festiwalu, gdzie recenzentem jest kilkutysięczna publiczność podczas którego trzeba pozostawić po sobie nie tylko dobre, ale niezatarte wspomnienie.

Jak kto zbyt krótko żyje aby pamiętać, Zorro podpowiada, że Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu powołano za partyjnej pamięci PRL w jednym, konkretnym, celu:

wyłonienia grupy artystów estradowych, potrafiących na wysokim poziomie artystycznym śpiewać piosenki w języku polskim, polskich kompozytorów i z tekstami od rodzimych autorów. I to się udało w 200%!

To dokładnie na opolskim festiwalu wykuwały się kariery elity polskiej muzyki estradowej, bo, zanim nie wydano wojny komarom, zwykle tej imprezie towarzyszył rój tych wrednych owadów, dotkliwie kąsających widownię, więc o negatywne reakcje publiki było bardzo łatwo.

Cóż, radiomaryjno-pisowski układ trzymający władzę nad Polską, ma wśród artychów przechlapane, głównie za cenzurowanie podległych im placówek kulturalnych. Jeszcze bardziej ma przechlapane prezes Kurski, za upolitycznienie i ureligijnienie TVP. Gdyby pojawił się na scenie festiwalu, W NAJLEPSZYM PRZYPADKU, zostałby wygwizdany, bo planowano bardziej wyraziste formy protestu przeciwko jego durnemu samodzierżawiu na Woronicza.

Prezydent Opola dowiedział się od taśmowo rejterujących wykonawców, (nikt nie lubi wygwizdującej i rzucającej pomidorami publiczności), co się święci, więc postawił sprawę jasno:

albo prezes Kurski i jego hunwejbini pozostaną w domach, albo festiwalu pod patronatem TVP nie będzie, bo nie będzie ponosił kosztów ochrony znienawidzonych politycznych komisarzy, oraz ryzyka skutków ich konfrontacji z wrogim tłumem.

OCZYWIŚCIE NIKT z dyspozycyjnych dziennikarzy prawdy nie podał, winiąc za wszystko red Michnika, Lisa i cholera wie kogo jeszcze, zapominając, że po przeciwnej stronie barykady ludzi zdolnych do samodzielnego mylenia jest daleko więcej niż w PiS, gdzie patent na myślenie posiada JEDYNIE gensek Jarosław Kaczyński.

Bo przecież każdy sądzi wedle siebie, nieprawdaż?

Co do okazania było. Amen

Zorro

el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura