Ave Donald!. / Fot. Google
Ave Donald!. / Fot. Google
el.Zorro el.Zorro
2767
BLOG

Radujmy się! Nawiedził nas imperator Trump!

el.Zorro el.Zorro Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Nasi przywódcy bardziej kochają imperialne interesy USA,

niż dbają o interesy Polaków i Polski.


Czemu z kolei nie ma co się dziwić, jeśli zapozna się z rodowymi nazwiskami takich polityków jak Jarosław Kaczyński i reszta „Styropianowego Ethhhosssu” made in Solidarność!

Jak kto ma, z racji genealogii matki, nieograniczoną możliwość nie tylko podróżowywania do USA, ale lukratywnego tam zarobkowania, często na wywożonych z Polski wynikach prac innowacyjnych, albo na sprzedawaniu strategicznych informacji gospodarczych, ten, do tego mający semickie, więc kosmopolityczne geny, ZAWSZE będzie pilnował prywatnego geszeftu, kosztem powinności wobec kraju, który mu karierę umożliwił, choćby ponosząc koszty wykształcenia.

Twórca mocarstwa San Escobar otrzymał partyjne polecenie, aby pod dowolnym pretekstem sprowadzić do Polski nowego imperatora, aby w ten sposób oddać mu należy od Polski i Polaków pokłon wasalny!

A wizyta w Polsce imperatora Trumpa była przez PiS-manów wielce pożądaną, gdyż ważą się losy dwóch, wartych miliardy dolarów projektów, w których będzie sporo bardzo lukratywnych synekur.

Jakby ktoś zapomniał trwa nie tylko bezpardonowa rywalizacja pomiędzy Żabojadami a Jankesami o wyposażenie polskiej armii w śmigłowce, ale również wręcz bitwa o zbudowanie polskiej elektrowni atomowej, oraz o przejęcie rynku dostaw gazu LNG. Ktoś BĘDZIE MUSIAŁ pilnować interesów jankeskiego okupanta w handlowej wojnie z Gazpromem, więc kacza oprycznina ostro przebiera nogami na starcie klasycznego „wyścigu szczurów” po judaszowskie dolary od perto-koncernów, rezydujących na terenie USA, pokazowo dewastujących w poszukiwaniu perto-paliw Matkę Ziemię.

Zatem szykuje się masowe aportowanie arystokracyi Styropianowego Ethhhosssu przed majestatem imperatora Trumpa, z racji totalnego braku erudycji i ujemnej wartości kultury osobistej, pierwszego palanta imperializmu USA.

Jak przystało na wyalienowanego i zdeprawowanego bogactwem nuworysza, Donald Trump, zanim został prezydentem USA, wykazał się ponadprzeciętną brutalnością w dążeniu do bogactwa. Majątku dorobił się na wrogim rugowaniu wspólników, przejmując za ułamek wartości ich udziały w projektach budowlanych, jakie realizował.

Mechanizm jego procederu był równie prymitywny, co skuteczny, a co ważne odbywał się w granicach dozwolonych przez prawo. Najpierw Donald Trump, zakładał spółkę inwestycyjną, której zadaniem było zbudowanie i oddanie do użytku konkretnej inwestycji budowlanej. Oczywiście, tego typu przedsięwzięcie i za swój kapitał, potrafi zrealizować każdy idiota! Sztuką jest zrealizować projekt za cudze kapitały i do tego przejąć większość pożytków z inwestycji!

Ten cel osiągał ówczesny biznesmen Donald Trump doprowadzając zarządzane przez siebie spółki na skraj bankructwa, wystawiając nerwy swoich wspólników na granicę wytrzymałości. Mniej odporni nerwowo odsprzedawali swoje udziały, często poniżej ceny nominalnej, niegramotnemu inwestorowi, a kiedy inwestor przejął większość udziałów, „następował cud”, pojawiała się znacząca intrata, a zbyt strachliwi inwestorzy mogli się obejść jedynie samokrytyką.

Donald Trump prezydentem USA został na przekór wyalienowanym i zdeprawowanym partyjnym elitom, zarówno ze strony Demokratów, jak i Republikanów.

Co ciekawe, wcześniej nieskutecznie ubiegając się o nominację z szeregów Demokratów, w którym to wyścigu został zdeklasowany przez zwolenników Baracka Obamy oraz Hillary Clinton. Równie ciężko miał w obozie Republikanów, gdzie na wieść o tym, że to właśnie Donald Trump uzyskał nominację partyjną do prezydenckiej elekcji, ze sponsorowania jego kampanii wyborczej ostentacyjnie wycofało się wielu darzonych szacunkiem sponsorów.

Donald Trump wygrał JEDYNIE walkę o głosy elektorskie! Per saldo, w urnach na kandydatkę Clinton znalazło się kilka procent więcej oddanych i ważnych głosów, a sedno zjawiska leży w dwustopniowych wyborach prezydenta USA, w których obecny rozkład głosów elektorskich na poszczególne stany nie odpowiada aktualnej sytuacji demograficznej kraju.

Wróćmy jednak do klasycznej wizyty suwerena w wasalnym kraju, jaką jawi się wizyta kolejnego prezydenta USA w Polsce, odbywana po wasalnej i pokornej prośbie urzędującego prezydenta Polski, w niedługim czasie po zaprzysiężeniu nowego imperatora Polski.

Donald Trump, w czasie kampanii wyborczej, nie szczędził wydatków, ani czasu, aby objechać nawet najdalsze zadupia USA, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że dużo taniej i łatwiej będzie zdobyć głosy elektorów z dziś prowincjonalnych i podupadłych stanów, które w czasach podziału głosów elektorskich na poszczególne stany, jako stany przodujące gospodarczo lub politycznie, otrzymały największą pulę.

Nic w tym też dziwnego, że w czasie rozległej turystyki kampanijnej, kandydat Trump obiecał wszystkim to, czego pragnęli, nawet jeśli oznaczał to cofnięcie się w rozwoju cywilizacyjnym USA o kilkadziesiąt lat, ale przede wszystkim powrót do rabunkowej gospodarki, bo mimo pewnych ograniczeń, USA są po Chinach największym trucicielem Ziemi.

Teraz, po wycofaniu się z paryskich porozumień, na niwie dewastowaniu środowiska naturalnego prześcigną Chiny, bo od kilku lat towarzysze z Pekinu, spoglądając na różowe od smogu niebo nad Pekinem i innymi wielkimi chińskimi miastami, powiedzieli basta energetyce opartej na spalaniu marnej jakości węgla, masowo inwestując w OZE. I nie chodzi towarzyszom z Pekinu o ekologiczną poprawność, ale to, że życie w zanieczyszczonym przemysłowymi wyziewami środowisku staje się nieznośne, nawet dla partyjnej wierchuszki, bo smog demokratycznie truje wszystkich, od politycznie niepewnego dysydenta, po partyjną egzekutywę szczebla centralnego.

Wracając do meritum, Zorro odczekał na tyle długo, aby mieć możliwość zapoznać się z bredniami ł`okrutnie ważnych profesorków od wciskania propagandy i innych politycznych ściem, czyli politologów. Dyspozycyjni polskojęzyczni i prawdziwie polscy dziennikarze, doskonale wiedzieli co prezydent Trump powiedział do zgonionych, wzorem średniowiecznych spędów, durnych „Polskich kubków”, jak w rzeczywistości pogardliwie Jankesi nazywają Polaków za Wielką Wodą, zanim ten jeszcze stanął na mównicy.

Cóż prezydent Trump wyświadczył Polakom zaszczyt, przemawiając do nich osobiście, a nie desygnując do tej uciążliwej powinności suwerena swoją żonę lub córkę! Ludzki pan, zaiste!

Jak przystało na patentowego i wytrawnego hochsztaplera, zaordynował kilka równie oklepanych, co nic nie znaczących frazesów, dzięki którym aportujący mu politykierzy made in PiS i odsunięci od pierwszych szeregów aportowania politykierzy made in PO i Nowoczesna, doznawali wielopoziomowych orgazmów, widząc siebie lub swoich plenipotentów w zarządach spijających śmietankę z obiecanych kontraktów, a swoje progenitury studiujące na koszt służ niejawnych USA, na renomowanych uczelniach, w tak zwanym międzyczasie „podlewając kwiatki” w apartamentach, kupionych za te pieniądze, których oficjalnie nigdy nie posiadali.

Konkludując, to, co gaworzył w Warszawie imperator Trump do durnych Polaków, nie było więcej warte, co zeszłoroczny śnieg.

Bo wiążące deklaracje i co gorsza, decyzje, dotyczące też Polski i Polaków, zapadły nie w Warszawie, a w Hamburgu, podczas szczytu G-20!

I wcale nie chodzi o oficjalne, politycznie poprawne ględzenie, ale o rozmowy kuluarowe.

Jedno wydaje się być bezspornym, dla prezydenta Trumpa i USA problemem nie jest prezydent Putin i odradzająca się Rosja, ale komunistyczne Chiny, stawiające za pomocą „koreańskiej karty” coraz wyraźniej USA w narożniku politycznego ringu. Imperialna Rosja jest jedynie przeszkodą dla Międzynarodówki Syjonistycznej w dążeniu do przejęcia kontroli nad jej bogactwami, ale Korea Północna stanowi poważne wyzwanie dla wiarygodności USA, jako „globalnego żandarma”.

Jest bezdyskusyjnym, że Korea Północna może prosperować JEDYNIE z pomocą Chin, gdzie może bezkarnie eksportować towary wyprodukowane przez w warunkach ekstremalnego wyzysku niewolników z „obozów resocjalizacyjnych”, otrzymując w zamian dewizy, potrzebne na zakup elementów swojego programu nuklearnego oraz komponenty do budowy rakiet balistycznych.

Zatem klucz do rozwiązania nabrzmiewającego kryzysu na Półwyspie Koreański i groźby wielonarodowego konfliktu z wykorzystaniem broni masowego rażenia leży w gabinetach towarzyszy z Pekinu.

Natomiast sedno obecnego kryzysu sprowadza się do banalnej kalkulacji, sprowadzającej się do przewidzenia w którym momencie Politbiuro Komunistycznej Partii Chin uzna, że zalegające w ich Banku Centralnym obligacje USA na sumę ponad 1 biliona $ nie są już odpowiednio mocną kartą przetargową, więc „spuszą ze smyczy” reżim Kimów z Korei Północnej.

Już raz, mająca w statystykach przewagę nad komunistami z Korei US-Army zainkasowała od Koreańczyków ostry łomot, z którego ledwo wyszła remisem.

Dziś, jedna dobrze ulokowana rakietowa salwa, nawet konwencjonalna, JEST W STANIE SPARALIŻOWAĆ i to na wiele tygodni USA!

Podobnie jak odpowiednio zaimplementowany wirus komputerowy, wykorzystujący technikę botów.

Przed takim atakiem nie sposób się obronić, a wywołany nim efekt domina w sieci energetycznej i sieciach wirtualnej administracji będzie bardziej zabójczy, od klasycznego ataku z zastosowaniem broni masowego rażenia na centra administracyjne.

Co do okazania było. Amen.

Zorro

el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka