Cóż, "Dziadek" zwykle nie przebierał w słowach i słynął z dosadnych wypowiedzi. / Mat. Google
Cóż, "Dziadek" zwykle nie przebierał w słowach i słynął z dosadnych wypowiedzi. / Mat. Google
el.Zorro el.Zorro
2169
BLOG

Co by było, gdyby Austriacy mieli mentalność Polaków?

el.Zorro el.Zorro Społeczeństwo Obserwuj notkę 9

 

Polaków od Austriaków odróżnia to, że Austriacy,

w przeciwieństwie do Polaków, nie są w życiu codziennym warchołami.

 

Jak wiadomo, niedawno Austriacy wybierali sobie nowego prezydenta. Do walki finałowej stanęli dwaj populiści, jeden z lewa, drugi z prawa.

Trzeba sobie bowiem uzmysłowić, że populizm jest statutowym elementem polityki lewicowej, a zwłaszcza ekologów, zwanych potocznie „Zielonymi”. Na prawicy populizm jest elementem „zupełnie z innej bajki”, dlatego też w prawicowych wydaniach populizm bywa groźny, równie groźny co niemiecki nazizm lub włoski, albo hiszpański faszyzm.

Populiści posługują się zwykle utopią i demagogią, zwykle widząc przyczyny kłopotów i problemów w obecności OBCYCH. Kiedyś idealnymi „Obcymi” byli Żydzi, dziś dla populistycznych utopistów rolę szwarccharakterów odgrywają imigranci zarobkowi, którzy zadaniem populistycznych demagogów „kradną pracę” rdzennym obywatelom i „rujnują kraj” pobierając należne im zasiłki socjalne.

I wcale nie mówimy tu o pasożytach socjalnych, którzy ostatnio szturmują bogate kraje Unii, ale o ludziach gotowych na naprawdę ciężką i nisko płatną pracę, której nigdy nie tknąłby się rdzenny obywatel, nawet za godziwą stawkę.

W ostatecznym rozrachunku wybory, o przysłowiowy włos, wygrał kandydat lewoskrętny, mimo że uznawane za wiarygodne sondaże exit poll i cząstkowe wyniki ostateczne wskazywały jako zwycięzcę prawoskrętnego populistę. Zaś rozstrzygającymi okazały się głosy oddane przy pomocy poczty, stanowiące około 10 % puli oddanych wszystkich głosów.

Austriacy wynik wyborów prezydenckich przyjęli z iście angielską flegmą, przynajmniej w mediach, ani „w maglu” większych egzaltacji i unasienień nie odnotowano. Jedni odetchnęli z ulgą, inni poszli frustracje powyborcze topić w piwie, zagryzanym golonką, ot norma w każdym, cywilizowanym społeczeństwie.

Uwolnijmy więc wodze wyobraźni i zastanówmy się, jak by zachowali się Polacy, gdyby taki obrót miało głosowanie prezydenckie w Polsce!

Jakby kto miał sklerozę, taki scenariusz Polacy ćwiczyli już dwa razy, niestety, w przeciwieństwie do Austriaków egzamin z demokracji Polacy koncertowo olali, ale TYLKO za sprawą rydzykobojnych i „patriotycznie nastawionych” warchołów made in polska wścieklica … (WRÓĆ!!!) prawica, rzecz jasna.

Pierwszy raz, wykładniczo narastające w miarę wzrostu orientacji prawicowej warcholstwo i prostactwo ujawniło się po zwycięstwie Aleksandra Kwaśniewskiego nad pewnym reelekcji Lechem Wałęsą.

Wszystko było gotowe na fetę, nawet w parafiach dyżurowali kościelni, a w farze opodal katedry na Wawelu bractwo dzwonników Dzwonu Zygmunta, aby kiedy tylko podane zostaną oficjalne wyniki wyborów, albo kiedy zwycięstwo Wałęsy nad Kwaśniewskim będzie bezdyskusyjne, uderzono w całej, rydzykobojnej Polce w dzwony. A ty taka siurpryza!

Nic więc dziwnego, że rydzykobojny aktyw, czynnie wspierany logistycznie i motywowany z ambon w każdej parafii, oczywiście apolitycznego Kościoła rzymskiego, i ruszył ostro do kontrnatarcia!

Zbierano podpisy pod petycjami, że wybrany Olo Kwaśniewski to kłamczuszek, że żaden z niego mgr, tylko omc (o mało co) mgr, a co spowodowało, że ukrycie tego feleru przesądziło o oddaniu na niego głosu. (Jakby, nawet przez pomyłkę, ktoś z tego środowiska tylko dopuścił myśl o głosowaniu na „komucha” Kwaśniewskiego). Zarzucano mu też pro moskiewskie sentymenty i poglądy, jednym zdaniem, należało wybór Aleksandra Kwaśniewskiego unieważnić i basta!

Drugi raz, klasyczną powtórkę z rozrywki mieliśmy po przegranej Jarosława Kaczyńskiego z Bronisławem Komorowskim. Wprawdzie medialny jazgot był bardziej stonowany, bo Bronisław Komorowski nie tylko „aktywnie obalał” ale i za taka działalność poniósł wymierny szwank, daleko bardziej dolegliwy od internowania. Ale negatywna kampania „patriotycznego oburzenia” była znaczna, z pomawianiem Bronisława Komorowskiego o współudział w gwałtem i wbrew faktom, kreowanym zamachu na prezydenta Kaczyńskiego.

Zatem, gdyby tak w Polsce, osoba oddelegowana do prezydenckiej elekcji przez jego zawistną władzoholikowatość Jarosława Kaczyńskiego, przegrała o ułamek procenta wybory z kimś pokroju Piotra Ikonowicza, albo lidera SLD, mielibyśmy dziś na bank do czynienia z ulicznymi zadymami!

Oczywiście z ł`okrutnie patridiotycznych … (WRÓĆ!!!) patriotycznych powodów wzniecanych i gęsto kropionych oraz błogosławionych przez rzymskokatolicki kler i tłumaczone przez „zatroskanych sytuacją w kraju” załamanych obłudnikach w biskupstwie, nawet takim arcy.

A w Austrii: cisza, spokój, a nawet poczucie ulgi, bo obawy o wyhodowanie na austriackiej ziemi kolejnego Führera aż tak bardzo bezpodstawne nie są, bo Austria, mimo że była kolebką nazizmu, (znacząca ilość kanalii i ludobójców w mundurach SS, zwłaszcza z policji i strażników obozów koncentracyjnych była rodowitymi Austriakami), UNIKNĘŁA denazyfikacji, jaka zaordynowano pokonanym Niemcom i spora grupa wojennych zbrodniarzy spod sztandarów III Rzeszy spokojnie w tym kraju prosperowała i nadal prosperuje, kwitując solidne renty kombatanckie. Doszło nawet do tego, że Austriacy obrali sobie w latach 70 XX w. za przywódcę byłego, wprawdzie niskiego w hierarchii, ale zawsze zbrodniarza wojennego z szeregów SS, czyli Kurta Waldheima. To prawda, że Austriacy z czasem znienawidzili Adolfa Hitlera, ale głównie za to, że ten, wbrew obietnicom, przegrał wojnę, a nie za to, że jego koncepcja panowania nad światem okazała się być zbrodniczą, bo opartą na masowym ludobójstwie całych narodów.

Sumując, gdyby spytano Polaków o to, czy chcieliby żyć w takim kraju jak Austria i na takim poziomie jak Austriacy, 98 na 100 zapytanych Polaków, do takiego pomysłu odniosłoby się przynajmniej pozytywnie, o ile nie entuzjastycznie. Przeciwko opowiedziałby się pewnie wąski margines pasożytów, wyzyskiwaczy i przestępców, których aktualna społeczność Austriaków po prostu nie toleruje.

Gdyby identyczne w treści pytanie zadano Austriakom, 95 na 100 Austriaków zapytałoby pytającego o poczytalność, a upewniwszy się, że ma do czynienia z osobą o standardowym poziomie intelektualnym, odpowiedziałoby, że prosperować dobrowolnie w kraju zdominowanym przez warchołów, oraz indywidua mające w pogardzie poszanowanie Prawa oraz rzetelnej pracy, wybierających sobie na głowę państwa krętacza uprawiającego wcześniej prywatę na publicznej funkcji i za publiczne środki, (lukratywna chałtura na poznańskiej komercyjnej uczelence), ale wielce rydzykobojnego, może pragnąć jedynie zdeklarowany aferzysta lub warcholący pasożyt, ostentacyjnie okazujący pogardę dla Prawa oraz rzetelnej i uczciwej pracy, i szlus!

Niestety, podobnie jak Austriacy, nas, Polaków, postrzegają nawet Czesi i Słowacy i żadne buńczuczne odwoływania się do osoby Jana Pawła II tak druzgocącej oceny nie zmienią!

My, Polacy, jeśli tylko możemy, wypierdzielamy z Polski do krajów takich jak Austria i, CO CIEKAWE, żyjąc w tych krajach bywamy bardziej ułożonymi obywatelami, od miejscowych. Odbijać Polakom zaczyna dopiero, kiedy przekroczą granicę Rydzykobojnego Kaczystanu.

Zatem może by tak wreszcie zacząć na co dzień w Polsce postępować tak jak postępują Austriacy? Oni jednak nie wybrali sobie na przywódcę jakiejś wersji Führera, a durni Polacy, jak najbardziej, takiego wyboru dokonali, więc mają co mają!

Co do okazania było.

Zorro

 

el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo