Na temat kształcenia młodzieży Pink Floyd popełnili nawet światowego hiciora!! / Kadr z teledysku "The Wall". Mat. Google
Na temat kształcenia młodzieży Pink Floyd popełnili nawet światowego hiciora!! / Kadr z teledysku "The Wall". Mat. Google
el.Zorro el.Zorro
417
BLOG

O patologiach polskiej szkoły

el.Zorro el.Zorro Społeczeństwo Obserwuj notkę 13

 

Polak rodzi się mądrym i uczciwym człowiekiem,

tylko potem idzie do polskiej szkoły.

 

„Takie będą Rzeczypospolite, jak jej młodzieży wychowywanie”,dowodził w „Traktacie o naprawie Rzeczypospolitej” Andrzej Frycz Modrzewski, jeden z geniuszów polskiego renesansu.

O geniuszu autora przytoczonych słów niech świadczy to, że padły one w okresie … największej świetności i potęgi Rzeczpospolitej Szlacheckiej, w czasie kiedy Polska była, obok Francji i Turcji, rzeczywistym mocarstwem europejskim, z którego zdaniem musiano się liczyć, państwem tak potężnym, że zmusiło do sekularyzacji Państwa Zakonu Krzyżackiego, czyniąc z ziem nadbałtyckich księstw zakonów rycerskich polskie lenno!

Tak więc kiedy inni upajali się niewątpliwym sukcesem, jakim był uroczysty i publiczny hołd lenny byłego Wielkiego Mistrza Zakonu Najświętszej Marii Panny, zwany Hołdem Pruskim, Andrzej Frycz Modrzewski wołał o pilną naprawę stosunków społecznych w rozkwitającym mocarstwie, których to działań zaniechanie, MUSIAŁO doprowadzić Rzeczpospolitą do upadku.

W Polsce „Traktat o naprawie Rzeczypospolitej” przyjęto jak nie wrogo, to obojętnie, ale, na nieszczęście Polski i Polaków, dzieło to, przetłumaczone na niemiecki, zrobiło furorę wśród elit sąsiednich Niemczech, zapewne też znane było nowemu-staremu, świeckiemu księciu pruskiemu Albrechtowi Hohenzollernowi, (prywatnie bliskiego krewnego Króla Zygmunta I Starego, którego Modrzewski był wieloletnim sekretarzem).

Dla niemieckich protestantów, wcielenie w życie sugerowanych przez Modrzewskiego, (też protestanta), w „Traktacie o naprawie ...” rozwiązań jawiło się skutecznym przepisem na odbudowanie potęgi Niemiec, w owym czasie słabej federacji często skłóconych ze sobą księstw, więc postanowili działać zgodnie z wytycznymi Polaka, wołającego bezowocnie o pilne i konieczne reformy w Rzeczpospolitej.

Wracając zaś do sedna podnoszonego tu problemu, proces wychowywania i kształcenia młodych Polaków jest nie tylko żenujący, ale wręcz stanowi większe zagrożenie dla Polski jako państwa, niż dwa fronty bolszewików, stojące wiosną roku 1920 u granic restytuowanej II Rzeczpospolitej!

No bo czegóż pożytecznego lub społecznie przydatnego nauczy dziś się młody Polak w polskiej szkole, jakie wartości wyniesie z domu rodzinnego oraz z lekcji religii, dziś przedmiotu wiodącego w procesie nauczania w polskich szkołach?

Czytać, na pewno nie, bo ¾ uczniów kończących szkołę podstawową potrafi jedynie odwzorować werbalnie to, co literami zapisano. Co znaczy to, co przeczytali, nie są w stanie zrozumieć.

Pisać również nie,bo podobny 9 na 10 uczniów po polskiej szkole podstawowej pisać po prostu NIE POTRAFI! Co najwyżej potrafi przepisywać, ale samemu budować zdań niosących jakąś treść, nie potrafi. Potem też nie jest lepiej, do tego stopnia, że często magistrowie po kierunkach humanistycznych nie potrafią napisać kilku stron standardowego maszynopisu na zadany temat.

Mówić po polsku też nie potrafi,co najwyżej miotać bluzgi, zwykle oparte na wulgarnym określeniu stosunku płciowego, uzupełnionego o łaciński termin oznaczający krzywą lub zakręt.

Nie potrafi też liczyć, bo znowu ¾ polskiej dziatwy po podstawówce ma poważne problemy z tabliczką mnożenia do 100, a bez elektronicznego gadżetu z kalkulatorem, nie potrafi wykonać nawet podstawowych działań arytmetycznych.

Nie potrafi też wykonać nawet najprostszych prac,ale jak ma to potrafić, skoro zlikwidowano zajęcia praktyczno-techniczne, aby wygospodarować czas na rekolekcje.

Na koniec jest kaleką,bo również wychowanie fizyczne musiało ustąpić lekcjom z religii, dziś przedmiotu w szkołach najważniejszego. 2/3 polskich uczniów chronicznie opuszcza zajęcia z W-F, głównie tylko z tego powodu, że nie ma ochoty nosić na zajęcia z W-F wymaganego stroju do ćwiczeń, traktując dres jako strój wyjściowy, a nie sportowy.

Czego zatem nauczy się w polskiej szkole polskie dziecko? Jak pokazuje empiryka, niczego dobrego lub przydatnego!

Po pierwsze nauczy się oszukiwać i kombinować!

Bo w polskiej szkole ściąganie oraz ordynarne zrzynanie jest standardem i to tolerowanym przez nauczycieli. Bo ci, jak wiadomo, są oceniani na podstawie wyników prac kontrolnych, więc jeśli uczeń ściągnie lub odpisze sprawdzian, to automatycznie zawyży ocenę nauczycielowi, Uczniowie to wiedzą i bezwzględnie wykorzystują.

Przy okazji nabierając przekonania o tym, że uczciwa i rzetelna praca nie popłaca, ale bardzo popłaca oszustwo.

Niestety, będzie miał przynajmniej kontakt z nie tylko papierosami i alkoholem, ale też z narkotykami!

To, że szczyle jarają pety i szukają kontaktu z alkoholem, to nie nowina! Zorro dorastał w czasach, w których palenie papierosów i picie piwa przez 16-latków nikogo nie oburzało, a posyłanie dziecka do pobliskiego po piwo lub papierosy przez rodzica nie było niczym nagannym. Wiązało to się z tym, że ¾ ówczesnej młodzieży zaczynało pracę zawodową w wieku 16, 17 lat, więc i przejmowało zwyczaje klasy robotniczej, która w większości paliła papierosy i piła piwo do posiłku.

Tak więc kontakt z pokątnie palonymi papierosami, czy wypite ukradkiem piwo, jest wprawdzie nagannym, ale też nie jest tragedią wychowawczą.

Gorzej jak młody człowiek zacznie eksperymentować z narkotykami, lub „dopalaczami”!

Tu ogromnym zagrożeniem jest amfetamina, bo niestety, pozwala na łatwe pokonanie zmęczenia i deficytu snu. Niestety, nic za darmo, bo w dorastającym organizmie amfetamina lub jej pochodne sieją wręcz spustoszenie, zwłaszcza kiedy zażywający ten specyfik odżywia się śmieciowym jedzeniem oferowanym w fast foodach i tanim ersatzem wartościowej żywności promowanym w handlu. Długotrwałe zażywanie amfetaminy lub pochodnych powoduje upośledzenie emocjonalne, uwydatnia skłonność do agresji, a także upośledza zdolność do koncentracji. Niestety, te zmiany są nieodwracalne.

Nauczy się też warcholstwa. Kiedyś nie istniały takie „choroby” jak: ADHD dysleksja, dysgrafia, autyzm. Były tylko dzieci przystosowane do życia społecznego, lub nieprzystosowane, dzieci normalnie rozwijające się i opóźnione w rozwoju. Jeśli młody człowiek nie radził sobie w rozwoju społecznym, lub intelektualnym, trafiał do szkół specjalnych. Problem z uczniami odstającymi in minus od standardu sprowadza się do tego, że młody człowiek naprawdę szybko się uczy, a widząc iż outsiderzy dostają wymierne handikapy, zaczyna naśladować ich zachowanie. Rozumuje logicznie: po cholerę mam podejmować wysiłki i wyzwania, skoro równie dobrze mogę tego nie robić, jeśli tylko upodobnię swoje zachowanie do „orła”, który nie musi się uczyć, ani stosować do rygorów wychowawczych. Potem takie wychowanie owocuje stosowaniem warcholstwa w dorosłym życiu.

Może to brzmi mało humanitarnie, albo wręcz brutalnie, ale życie z definicji jest walką o przetrwanie, w której przetrwać mogą JEDYNIE te narody, które potrafią zadbać o swoją przyszłość! Czy ktoś trzyma w stadzie osobniki chore lub nieprzystosowane? NIE!

I wcale nie chodzi tu o model spartański, który wręcz nakazywał eutanazję dzieci niepełnosprawnych, ale o zaprzestanie zgubnej dla przyszłości narodu, a z uporem maniaka lansowanej w polskiej szkole metody równania w dół, aby przypadkiem jakiemuś outsiderowi, albo jego rodzicom nie było przykro.

Sumując, problem reformowania polskiej oświaty i to od połowy lat 70 XX wieku sprowadza się nie do sedna, czyli do wypracowania lepszej metody kształcenia przyszłości społeczeństwa, a zwłaszcza jego przyszłej elity, ale do karuzeli przy reorganizacji systemu szkolnictwa. W efekcie tej paranoi, kolejne pokolenia nie tylko tracą czas na przyswajanie nieprzydatnej w życiu wiedzy, ale przede wszystkim, Polacy, jako naród, tracą kolejne pokolenia dla procesu budowania właściwej pozycji kraju.

Nie ma najmniejszego znaczenia to, w jak nazwanej szkole będzie się kształcił młody Polak i ile ona będzie miała stopni, 3 lub 2, ważne aby obok przydatnej w dorosłym życiu wiedzy, wpajano mu też społecznie wartościową postawę, a nie, jak obecnie, pokazywano, że w życiu popłaca jedynie cwaniactwo, egoizm, tupet i znajomości.

Po dojściu do władzy ekipy Gierka przekonano towarzyszy z KC, iż na przeszkodzie w rozwoju PRL stoi niedostateczna ilość wysoko kwalifikowanych pracowników, potrafiącym sprostać wyzwaniom, jakie niesie nowoczesny przemysł.

Niestety, problem postanowiono rozwiązać po bolszewicku, uznając, że jak na wojnie lub rewolucji, ilość będzie przekuwała się automatycznie w jakość. Zatem nie zwiększono liczby miejsc w technikach i liceach ogólnokształcących, ale dodano jeden rok nauki w szkołach zawodowych, tworząc sztuczny twór o nazwie „liceum zawodowe”, dające prawo abiturientom do przystępowania do Matury i aspirowania na studia, dokładając zapis, iż Matura nie jest obligatoryjnym wymogiem dla absolwenta szkoły średniej. Jeśli do tego dołożyć spory handikap przy przyjmowaniu na studia dla młodzieży z małych miejscowości i mających rodziców o niskim wykształcaniu, znajdziemy przyczynę która dziś powoduje to, że Polacy koncertowo zaprzepaszczają kolejne „5 minut podarowane im przez Historię”.

Na domiar złego, po roku 1990, za namową episkopatu, postanowiono zrezygnować z wychowawczej misji szkoły publicznej, cedując proces wychowania dziatwy i młodzieży szkolnej na funkcjonariuszy Kościoła rzymskiego, którzy z posad mianowanych przez biskupów ordynariuszy katechetów, zaczęli moderować na kościelne kopyto proces kształtowania etyki uczniów.

Dziś absolwent obowiązującego w Polsce systemu oświaty jest osobą intelektualnie i społecznie ułomną, a jak wejdzie w życie poroniony plan PiS-owskiej minister, stanie się jeszcze większym kaleką, z przepranym mózgiem, jedynie obeznany z Katechizmem!

Tym oto sposobem, polskim gastarbeiterom made in „Solidarność”, pobłogosławionym osobiście jeszcze przez Jana Pawła II, udało się w 25 lat wcielić w życie program generalnego gubernatora Hansa Franka, który zakładał, że w 40 lat Polak będzie JEDYNIE umiał przeczytać dekret władz okupacyjnych, i liczyć góra do jednego tysiąca, omijając wszelkie przejawy sztuki z daleka.

Jest jeszcze lepiej niż planował gubernator Frank, bo statystyczny młody Polak, kończąc dziś polską szkołę, nawet nie potrafi zrozumieć treści dowolnej umowy, nie potrafi liczyć, przyszycie guzika lub wbicie gwoździa w deskę stanowi dla niego wyzwanie, a jedyną rozrywką są dla niego zakupy w hipermarkecie lub kibolska zadyma. Ale za to wie, gdzie można się zaopatrzyć w amfę lub dopalacze, ewentualnie inne tego typu „suplementy diety”.

Jednym zdaniem: „O`take Polskie walczylyśmy”! Nieprawdaż?

Co do okazania było. Amen.

Zorro

 

el.Zorro
O mnie el.Zorro

Wiem, że nic nie wiem, ale to więcej, niż wykładają na uniwersytetach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo